Kolejna świąteczna propozycja za mną. Do książki przyciągnęła mnie mega urokliwa okładka. Pamiętam, że gdy tylko ukazała się zapowiedź "Pod tym samym niebem", od razu uplasowała się ona na mojej liście "do przeczytania". Potem entuzjazm chwilowo opadł, gdy przeczytałam, że jednak magii świąt brak i postanowiłam odłożyć ją na przyszły rok. Jednak moja galopująca skleroza wygrała ze mną, zapomniałam o postanowieniu i zaczęłam czytać.
Sam początek nie bardzo mi się spodobał, potem było trochę lepiej i w zasadzie zostało tak już do końca, czyli : nie dobrze, nie wspaniale, nie czarująco i ujmująco, a trochę lepiej. Bohaterowie, a właściwie dwie bohaterki tej książki nie przypadły mi do gustu. Jedna z nich to Lilka, samotna matka, pracująca w firmie, w której źle się czuje, dodatkowo uwikłana w sztampowy, tandetny romans. Druga, to jej przyjaciółka Kinga, dziewczę które nie wie czego tak na prawdę chce, żyjąca sobie dniem dzisiejszym egoistka okropna i mająca w głębokim poważaniu uczucia swojego wieloletniego chłopaka. Do tego obie przyjaciółki, cały czas piją wino. Tak jakby spędzanie wolnego czasu/świąt/wigilii bez alkoholu nie było możliwe, bo wino musi byc i kropka, i to w ilości kilku butelek, a nie dwóch lampek. Tak, utwierdzajmy społeczeństwo w myśleniu, że alkohol to dobry lek na wszystko i na każdą okazję, a i nawet bez okazji. Pewnego dnia Lilka otrzymuje tajemniczy list od swojej ciotecznej babci Apolonii, potem otrzymuje drugi, trzeci i czwarty, nie odpisuje na nie, nie reaguje, chociaż starsza pani tak bardzo oczekuje odpowiedzi i prosi Lilkę aby ta przyjechała do niej na święta. Gdy w końcu dziewczyna się decyduje i wyrusza w podróż do Łodzi, jest już za późno. Poznajemy tutaj kilku innych bohaterów ale oni również nie wzbudzili mojej sympatii. I nie wnieśli nic do fabuły poza stereotypami.
Napiszę teraz kilka słów o listach jakie cioteczna babcia Apolonia napisała do Lilki. Sam pomysł z listami wydał mi się bardzo na plus, pierwsze listy nawet mi się spodobały ale potem coś się zepsuło. Apolonia zaczęła wracać wspomnieniami do wojny i tutaj mi te wspomnienia zaczęły zgrzytać, ponieważ autorka spłyciła wszystko, a historia poróżnieinia sióstr bliżniaczek , czyli Apolonii i babci Lilki - Janki, oraz ich milczenia, zaniku jakichkolwiek relacji do końca życia zwyczajnie do mnie nie trafiła. Powód był tak idiotyczny, że ręce mi opadły. Kolejny zabiego autorki, czyli zaakcentowanie w ostatnim liście 3 miesięcznego przebywania, na sam już koniec wojny, w obozie w Auschwitz i konsekwencji jakie z tego wynikły, czyli ogromna trauma i bezdzietność, znów mi solidnie zazgrzytały ponieważ wprowadzenie takiego wątku wymaga odpowiedniego podejścia do tematu, szacunku, powagi itd, a tutaj zostało to upchane tak na siłę, na biegu sklecono kilka zdań, jakby autorka nie mogła znaleźć innego wytłumaczenia dlaczego losy bohaterów potoczyły się tak a nie inaczej. A przecież wystarczyłoby podtrzymanie historyjki z powstania. Dla mnie to był słaby zabieg.
Magii świąt nie poczułam, bohaterowie drażnią stereotypami, nawet choroba córeczki Lilki nie wywołała we mnie wzruszenia. Niby książka nie jest zbyt obszerna ale zajęło mi trochę czasu jej przeczytanie. Po dojechaniu do połowy nie czułam potrzeby, żeby jak najszybciej do niej wrócić i poznawać dalsze losy bohaterów.