Kiedy otrzymałam egzemplarz przedpremierowy powieści "Piosenki dla Pauli" ucieszyłam się jak małe dziecko. Na książkę miałam ochotę odkąd zobaczyłam jej zapowiedź na stronie internetowej wydawnictwa Jaguar. Urocza, prosta okładka i pokaźna ilość stron – uwielbiam takie powieści, jednak dopiero z listu polecającego dowiedziałam się, że „Piosenki dla Pauli” na początku były opowiadaniem publikowanym na blogu. Swojego czasu też pisałam takie powieści w „odcinkach” i również umieszczałam je w Internecie. Nawet marzyłam, że ktoś te moje wypociny dostrzeże i zaproponuje mi ich wydanie. Na marzeniach się skończyło, niestety. Wracając do tematu: sam fakt, że „Piosenki dla Pauli” były wcześniej umieszczane w sieci, a potem, na prośbę czytelników, zostały wydane „na papierze” jeszcze bardziej mnie nakręcił. Nie zastanawiając się długo porzuciłam (na chwilę) moje wcześniejsze zobowiązania i zajrzałam w białe okładki powieści autorstwa tajemniczego Blue Jeans.
Bohaterką „Piosenek dla Pauli” jest tytułowa Paula – piękna szesnastoletnia i nad wyraz dziecinna uczennica jednej z hiszpańskich szkół. Od dwóch miesięcy niemalże nieprzerwanie prowadzi długie rozmowy przez Internet z dwudziestodwuletnim Angelem – dziennikarzem muzycznym. Dziewczyna, jak i chłopak zakochują się w sobie przez Internet i postanawiają się spotkać w realu. Znakiem rozpoznawczym Angela będzie czerwona róża, zaś Pauli – plecak z „Atomówkami” (już widzę jak chłopak troszeczkę młodszy ode mnie biegnie na spotkanie z dzieckiem noszącym fioletowy plecak z bohaterami kreskówki). Nastolatka zjawia się w umówionym miejscu, jednak dziennikarz spóźnia się niemiłosiernie. Paula rezygnuje z randki i idzie do Starbucksa. Tam zamawia kawę i siada przy jednym z wolnych stolików. Wyciąga książkę (dziewczyny, zawsze noście przy sobie lekturę, co prawda nie zastąpi randki z mega ciachem, ale zawsze zapcha lukę w czasie), a potem upija łyk kawy przy okazji się brudząc. W jej plecaczku nie ma chusteczek, ale na pomoc przychodzi jej niezwykle przystojny dwudziestodwuletni Alex – pisarz i saksofonista. Okazuje się, że czytają ten sam romans(tak, dwudziestodwulatek i romans). Chłopak zauważalnie interesuje się śliczną dziewczynką. Wsuwa w swój egzemplarz książki adres mailowy i sprytnie podmienia powieści, po czym żegna się ze swoim ideałem kobiety i wychodzi z kawiarni. Dziewczyna dopija kawę i też zbiera się do wyjścia. W drzwiach zderza się z zasapanym Angelem i spędzają ze sobą upojne popołudnie oraz wieczór wypełnione pocałunkami i pieszczotami. Jak wiadomo, kiedy ludzie, którzy poznali się przez Internet na pierwszym spotkaniu padają sobie w ramiona i w miejscach publicznych ssą sobie języki to ich związek długo nie potrwa.
Wiecie, dlaczego Angel się spóźnił? Przeprowadzał wywiad z wyjątkowo intrygującą piosenkarką pop – różowowłosą Katią, która od pierwszych chwil zdradza zainteresowanie przystojnym dziennikarzem. Chłopak nie pozostaje obojętny – gwiazdka wpada mu w oko.
Super.
Nazajutrz słodka, śliczna i dziecinna Paula streszcza swoim tępym, wrednym i super modnym koleżankom przebieg spotkania z przystojnym dziennikarzem muzycznym. Nastolatki jak to nastolatki (przynajmniej niektóre): mentalność dziesięciolatki, lecz ciało dojrzewającej kobietki komentują randkę przyjaciółki i robią do niej erotyczne aluzje. Wszystkie przyjaciółki Pauli mają swój pierwszy raz za sobą, jednak nie główna bohaterka, która stwierdza, że wypadałoby już porzucić życie cnotki. Cóż, w dzisiejszych czasach nastolatkom wyjątkowo przeszkadza dziewictwo i tracą je z byle kim i byle gdzie. Takie czasy. Kandydatem na tego pierwszego jest Angel, jednak gdzieś w myślach twardogłowej Pauli (tak, ma wyjątkowo twardy czerep) majaczy obraz słodkiego Alexa. Młodziutki pisarz także cały czas myśli o tym irytującym dziewczątku, jednak Paula ma jeszcze jednego adoratora. Jest nim młodszy brat jednej z jej przyjaciółek – nieśmiały Mario, który ma mentalność nastolatki (tak, nastolatki nie nastolatka). Co z tego wszystkiego wyniknie? Dowiecie się, gdy sięgnięcie po „Piosenki dla Pauli” i dotrwacie do końca, bo jest to niesamowicie trudne zadanie.
Powiem szczerze, spodziewałam się świetnej, wciągającej i dojrzałej powieści dla młodzieży. W końcu miano bestsellera do czegoś zobowiązuje, prawda? Zamiast tego wszystkiego dostałam lepki, ociekający banałami i przesadzonym romantyzmem gniot, którego nie da się czytać. Po każdym rozdziale miałam serdecznie dość tępej Pauli, która ma zadatki na co najmniej panienkę do towarzystwa, kobieciarza Angela i Alexa – nieśmiałego grafomana, któremu, za przeproszeniem, staje na widok skąpo odzianej siostrzyczki (co z tego, że przybrana? To jednak siostra!), zresztą panna Irene też nie jest mu dłużna - przy nadarzającej się okazji pcha się braciszkowi pod prysznic lub do łóżka. Drażniły mnie także nad wyraz dziecinne przyjaciółeczki głównej bohaterki rozprawiające tylko o seksie, zgrabnych tyłkach osobników płci męskiej i pierwszym razie ich koleżanki.
Poza irytującymi bohaterami i ich żenującymi popisami przy ludziach (skakanie na chłopaka i niemalże natychmiastowe penetrowanie mu gardła długim ozorem albo mazanie sobie nawzajem twarzy czekoladą w kawiarni) boli mnie nadmiar wymuszonego, nierealnego romantyzmu. Po przeczytaniu „Piosenek dla Pauli” początkujące (i nie tylko) nastolatki będą miały niesamowicie wypaczony obraz miłości i takiego właśnie romantycznego i słodkiego do porzygu uczucia będą wymagać od swoich przyszłych mężczyzn, a oni – biedni – nie będą mieli pojęcia co zrobić z takimi romantyczkami i uciekną gdzie pieprz rośnie, a delikwentki pozostaną samiutkie jak palec. Sami sobie dopowiedzcie gdzie.
Kolejnym zgrzytem jest przewidywalna i irytująca fabuła, która zamiast czytelnika wciągnąć bez reszty denerwuje i doprowadza do szewskiej pasji. Paula ma trzech adoratorów, Angel – niby kocha Paulę, ale ciągnie go do Katii z którą po pijaku ląduje w łóżku, a Alexa pociąga jego siostra, no i jeszcze ten biedny Mario z mentalnością zakompleksionej nastolatki – no ile można? Autor czy autorka, bo nie wiem jakiej płci jest ten człowiek, który tę „książkę” stworzył, chyba nie miał (nie miała?) pomysłu i zaczęła mieszać i plątać, a im dalej tym więcej mieszania i w pewnym momencie zatrzasnęłam „Piosenki dla Pauli”, żeby po prostu odpocząć od tej żałosnej pisaniny. Nie dość, że dostałam irytujące postacie, to jeszcze język powieści jest tak boleśnie ugrzeczniony i sztywny, że nawet jakbym bardzo chciała to w życiu nie uwierzyłabym w tę lepką historię pisaną chyba przez osobę wyjątkowo pokrzywdzoną przez los. Podobno, gdy czytelnik wierzy w opowieść podaną mu na tacy przez pisarza to już sukces. Blue Jeans totalnie wypaczył rzeczywistość i nie rozumiem dlaczego „Piosenki dla Pauli” stały się bestsellerem, no chyba, że to jakaś pomyłka i ten tytuł miała dostać inna książka.
Podsumowując, jeśli macie ochotę na lekturę przypominającą wielką „wycysianą” i lepką landrynkę w kolorze pink przypominającą nieco poradnik z cyklu: ‘sto sposobów jak zrobić z siebie zakochaną idiotkę’ to zapraszam serdecznie. Jednak, jeśli jesteście anty fanami powieści o idealnej miłości, pseudo trudnych wyborach i ich pseudo konsekwencjach oraz boleśnie tępych bohaterów i nie macie najmniejszej ochoty na czytanie o zidiocianych szarpaninach przypominających bitwę o lalkę czy samochodzik to „Piosenki dla Pauli” sobie odpuście.