Pani Ewa Barańska zyskała moją sympatię niedługo po tym, jak skończyłam czytać jej genialną lekturę "Ostatni Wielki Kahun". Już wtedy wiedziałam, że moja styczność z tą pisarką nie skończy się na jednej powieści. Świadoma walorów artystycznych autorki postanowilam czym prędzej zagłębić sie w kolejnej pozycji, która dzięki Wydawnictwu Telbit trafiła na moją półkę.
"Pierwiastek zero" historią opowiadającą nam o pewnym chemiku, który po dokładnym przyjrzeniu się Tablicy Mendelejewa zauważył, że brakuje w nim pierwiastka, który odpowiedziałby wielu naukowcom na pytania dotyczące stworzenia materii ożywionej. Alfred był świadomy, że jego odkrycie odkrycie byłoby wielkim przełomem w świecie badań i z całych sił dążył do osiągnięcia postawionego sobie celu. Niestety jego entuzjazmu nie podzielały osoby z jego bliskiego otoczenia. Jego koledzy i koleżanki z "firmy" uważali pomysł mężczyzny za szalony i nie możliwy do zrealizowania. Takie podejście do całej sprawy podzielała również partnerka życiowa meżczyzny, która nie dość, że była sceptycznie nastawiona do całości, to dodatkowo nie zgodziła się wyjechać z nim do Polski, gdzie chemik miał przeprowadzić upragnione badania dla firmy, która zobaczyła w jego pomyśle wielki potencjał. Być może nie było co się jej dziwić, ponieważ sama prowadziła własne badania i podobnie, jak Alfred posiadała własne ambicje i priorytety. Po wyjeździe głównemu bohaterowi było dane zobaczyć całkiem inny świat odkryć naukowych bowiem miejsce, w których dane mu zostało pracować, okazało się istnym rajem na Ziemi. Mężczyzna poznał wielu ciekawych i zarazem wierzących w niego osób, dla których w świecie naukowym niemalże nie było rzeczy, na których myśl byłoby im szkoda czasu.
Książka została napisana w ładny i ciekawy sposób, który nie pozwala oderwać się od niej nawet na chwilę. Autorka w sposób profesjonalny opisała kolejne etapy badań przeprowadzanych przez głównego bohatera nie zapominając przy tym o subtelnym wątku romantycznym, który doskonale wkomponowal się w całość lektury. Myślę, że tego typu powieści - mimo, że przeznaczone głównie dla młodszych czytelników - nie tylko stają się pretekstem do mile spędzonego z nią wieczoru ale także dostarczają nam delikatne źródło wiedzy. Z doświadczenia wiem, że jest to nie zwykle ważne, ponieważ wielu uczniów nauka jest czymś abstrakcyjnym i "nie potrzebnym" do dalszego funkcjonowania. Wielu z nich zachowawczo podchodzi w szkole do przedmiotów ścisłych otwarcie mówiąc, że są one dla nich czymś abstrakcyjnym, a wielu przypadkach chodzi jedynie o chęć do pochłaniania wiedzy. Tego typu książki sprawiaja, iz być moze co któraś osoba zmieni nieco swoje podejście w tej kwestii. Sama znam kilka takich osób, które bardzo długo były nauce na "NIE" a po przeczytaniu jakieś lektury i po zapoznaniu się historiami jej bohaterów stopniowo zaczęły zmieniać swoje nastawienie do szkoły. Kto wie - moze coś w tym jest? Pozycję gorąco polecam!