Zmagałem się z nią dość długo, z bardzo osobistych powodów nie mogłem tym razem "jednym ciągiem" ale po zaliczeniu wstępnej części każda dalsza zwłoka powodowała u mnie syndrom uzależnienia, stresujący stan nerwowy; nie mogłem a bardzo chciałem jak najprędzej poznać ciąg dalszy historii kryminalnej budzącej co i raz skojarzenia z aktualną rzeczywistością.
Wprawdzie w końcu - jak uprzedzał w wywiadach internetowych sam autor - te związki były nieco pozorne, tematyka zdarzeń owszem, powody i sprawcy zupełnie inni...
Nie wiem zresztą, czy przez moją niecierpliwość nie przeoczyłem czegoś w łańcuchu logicznym; finałowa rozgrywka pojawia się trochę znienacka i na nieobszernym materiale skojarzeniowym.
Niezależnie od tych wątpliwości w warstwie twórczej wątku wyrażam pełen podziw dla sposobu prezentacji zdarzeń i osób, dla precyzji opisów.
Topografia, krajobrazy , przestrzenie są niesłychanie nasycone szczegółami, chciałoby się czasem pójść tym lub owym szlakiem by zweryfikować opis autorski.
Autor sygnalizuje w towarzyszących publikacji wypowiedziach on-line, że te okoliczności topograficzne nieco zmieniły się od czasu akcji powieści, pokazuje też piękne ich zdjęcia. Widać że i od tej strony przyłożył się do tego starannie jak mało kto.
Bohaterowie. Całkiem ciekawa paleta śledczych (policjantów, obecnych, byłych, także prokuratorów), postacie pełne życia, osobowości bogato wyposażone w rozmaite cechy i właściwości, niektóre z przeszłością (pozornie?) mroczną , a żadna - udziwniona czy sztuczna.
No, może jedynie pojawiająca się na pierwszych stronach jakaś prawie patologiczna niechęć niektórych do innych, oparta na rywalizacji, ale też chęci zdeprecjonowania czy wręcz poniżenia rywala. Mocno akcentowana na początku (tu w pewnym momencie chciałem uznać tak mocny akcent za niepotrzebną przesadę), później nieco skryta w toku wydarzeń, powtórzona na moment w końcowej części opowieści, na szczęście już nie tak mocno.
Jakoś trochę mniej bogato prezentowały się postacie poboczne, no i czarne charaktery, mniej ale nie ubogo, mniej o tyle, że zdominowane charakterystykami głównych bohaterów.
No i fabuła. Wciągający od pierwszej karty kryminał pierwszej klasy. Niegłupio pomyślana intryga, sporo manowców, szerokie spektrum działania śledczych, logiczne wnioski i działania. Niestety z jednym strzałem nieco chybionym a mającym spory ciężar gatunkowy.
Rozwiązanie finałowe pojawia się i rozstrzyga na kilku ostatnich kartach powieści, trochę zaskakujące i dla czytelnika i dla fabuły (na kanwie znacznika dramatów - zabawki „piekło-niebo” pojawiło mi się skojarzenie: jak diabeł z pudełka); wyjaśnia śmierć jednego z bohaterów, dość luźno (chyba?) wiąże się z zawiązaniem intrygi, dramatami molestowanych i mordowanych dzieci.
A wszystko jednocześnie językiem prostym, takim jakby od niechcenia, zrozumiałym, przyswajalnym tak prawie mimo woli przez czytelnika. Barwnym i żywym, słowami co i raz układającymi się na karcie nie w tekst a w obrazy, i to spod dobrego pędzla.
Dobrze dla czytelników, że autor wcześniejszej intrygującej „Powodzi” stworzył „Piekło-niebo”.
I że nie poprzestał na tym - na progu świeżutki „Smog”. Ma naturalny dar opowiadania i oby używał go jak najczęściej.