Z czego właściwie składa się powieść? Z literek to pewne, ze zdań, to oczywiste. Zdania składają się w jakiś sens, a czasami w jakąś fabułę, fabuła przybliża nam jakąś opowieść. To jest właśnie książka. I tylko tyle? Czy to naprawdę wszystko? Nie całkiem. Czasami w opowieści, podskórnie autor przemyca jeszcze inne elementy, aluzje do własnej biografii, do czasów, do swoich poglądów, czasami umieszcza w powieści specyficzne kody, czy odniesienia…
Mówi się, że książka może dać nam tyle ile my dajemy jej. Że zmienia się wraz z czytelnikiem, że dojrzewa wraz z nim, że bywa inna dla każdego. Dziwne stwierdzenie, prawda? Dziwne, bo dotyczy pewnego niezmiennego przecież w sensie fizycznym przedmiotu. I o ile książka nie jest li tylko przedmiotem, to jednak litery, zdania, akapity są niezmienne. Więc jak to się dzieje, że wywołują tak skrajnie różne, odmienne wrażenia?
Chodzi o to, że książkę można czytać na wiele sposobów i na wielu poziomach. Na luzie, nieco pobieżnie goniąc za fabułą. Leniwie i dokładnie, cedząc tekst przez pryzmat wrażeń. Rzetelnie i drobiazgowo, tak by wyłuskać z niego wszelkie ziarna znaczeń.
A jak książkę czyta profesor literatury?
„Czytaj jak profesor” to cudownie (bo bardzo lekko) napisany, (w USA już „kultowy”) podręcznik Thomasa C. Fostera, byłego wykładowcy z Uniwersytetu Michigan-Flinta, który odszedł na emeryturę, ale realizuje swoje pasje przekazując wiedzę o tej dziedzinie, rzeszom studentów i nie tylko. Opowiada o symbolach, motywach i tropach, o których może, (a nawet na pewno) każdy słyszał, ale uważając literaturę za wiedzę (zdecydowanie) tajemną trzyma się od nich z daleka.
Niby właściwie wiemy, że coś tam pod spodem, pod tekstem musi być, ale boimy się ku temu sięgnąć, bo… Bo pamiętamy jeszcze sławetne, szkolne: „Co autor miał na myśli?” i następujące po tym często: "Co ty wygadujesz, siadaj, pała".
Niezależnie od tego co powiedzieliśmy, bo często nauczycielka tak naprawdę nie pytała o to co autor miał na myśli, ale o to co ona sama sądzi o jego twórczości.
Autor przeprowadza nas przez przeróżne konteksty i znaczenia, odkrywa fascynujące, literackie tajemnice, pokazuje jak na bazie swojej czytelniczej wiedzy (czyli tylko i wyłącznie tego co przeczytaliśmy, a nie studiów) jesteśmy w stanie zmienić własny odbiór tekstu.
„Czytaj jak profesor” bardzo żartobliwie, inteligentnie i sympatycznie (naprawdę, książka jest napisana tak, że nawet ktoś kto zupełnie nie ma styczności z literaturą jako nauką przeczyta ją z zachwytem i zrozumieniem) pokazuje możliwe interpretacje rożnych mitów, zdarzeń, aluzji, wyjaśnia nie tyle czym jest, ale czym może być i dlaczego.
Daje do zrozumienia, że każdy człowiek może interpretować literaturę i każdy może to robić dobrze. (odnosi się też do innych dziedzin, jak film i muzyka, co bardzo wzbogaca jego książkę.)
W jednym z rozdziałów autor pokazuje jak pokrętne bywają aluzje do (choćby) seksu (i ile ich jest, połowy bym nie wyłapała), dlaczego ten czy inny bohater został okaleczony, co oznacza pojawienie się wampira, albo „kto udaje Greka” i o co chodzi z Biblią… I dlaczego lepiej nie stawać, koło głównego bohatera (poważnie, nigdy bym na to nie wpadła, ale to jest genialne!).
Na końcu jest maleńki (bardzo ciekawy) sprawdzian z interpretacji tekstu.
Czytałam tę książkę po prostu z zachłannym zachwytem i sądzę, że przeczytam jeszcze wiele razy. Co mnie w tej książce zachwyciło? (A zachwyciło mnie wiele rzeczy) po pierwsze humor i brak czołobitności wobec autora i dzieła (nawet jeżeli jest to „Ulisses” Joyce’a), brak przekonania o swojej „profesorskiej” wielkości i nieomylności (prawda, że to przyjemna rzadkość) i to, że autor tej publikacji odnosząc się do literatury, a nawet podając przykłady tego o czym wspomina, mówi także o literaturze polskiej starając się znaleźć potwierdzenie swojej tezy w dziełach, które zdecydowanie mogliśmy czytać.
Książka mnie zachwyciła. Kazałabym ją czytać wszystkim licealistom, bo odbrązawia trochę tę „straszną” literaturę, której wszyscy się tak „boją”, a po którą powinni sięgać z zachwytem.
Książka bawi. Tak, poważnie, bawi, ciekawi, uczy, fascynuje. Nie umoralnia i nie „naucza” bo nie ma w niej dydaktyzmu, ale takie delikatne, sympatyczne „no, dalej, przecież umiesz!” i to jest cudne!
Każdy powinien ją przeczytać z zachwytem.
Jeżeli kochasz czytać (niezależnie co, jak, kiedy i w jakich ilościach) to jest książka dla ciebie!