Dziś czas na wpis o kolejnej nowości, która wzbudziła niemałe zainteresowanie moli książkowych już od momentu samej zapowiedzi. Początkowo bałam się sięgać po ten tytuł, kiedy nasz Autor wspomniał, że będzie tam wątek obyczajowy. Martwiłam się, że nie odnajdę nic ciekawego. "Trupów będzie pod dostatkiem", jak mnie uspokoił. Oto nadchodzi nowa seria Autora, z patomorfologiem, Sewerynem Zaorskim. Jakie są moje wrażenia? Zapraszam na recenzję.
Mówi się, że każde miejsce na świecie ma swoją historię i tajemnice, często nikomu nieznane, które odkrywane są dopiero po latach. Podobnie w tym przypadku. Starsza sierżant, Kaja Burzyńska, co roku otrzymuje tajemnicze listy od zmarłego ponad dwie dekady temu ojca. Wszystkie łączy jeden element: rozważania mężczyzny o miłości (której za życia nie potrafił okazać), przemyślenia, wspomnienia i aforyzm. W tym samym czasie do miejscowości powraca ceniony patomorfolog, Seweryn Zaorski. Mężczyzna po przejściach. Pewnego dnia w swoim garażu znajduje pod podłogą zamurowane kasety, podpisane przypadkowymi cyframi. Dla niego nie mają one znaczenia. Co znajduje się na nośnikach? Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, Seweryn będzie musiał połączyć siły z Kają, Poszukiwania rozwiązania tej zagadki zaprowadzą go daleko w przeszłość, do tajemnicy, która miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego...
Mieszane uczucia wzbudziła we mnie postać Seweryna Zaorskiego. Skończył akademię medyczną, ma jednak problem nie tyle z samym znalezieniem pracy (patomorfolodzy zawsze byli, są i będą poszukiwani, i potrzebni), ile z zatrudnieniem. Wszystko spowodowane jest tajemnicą, którą bohater do pewnego czasu trzyma dla siebie, a która kładzie się cieniem na jego życiu i postrzeganiu przez innych. Dodatkowo ściągnął na siebie niemałe kłopoty. Został zaszantażowany przez pewnego mężczyznę. W efekcie czego miał on zajmować się sprzedażą leków zagranicę, oczywiście dużo drożej niż powinien.
Seweryn, jako patomorfolog, bardzo specyficznie postrzega zarówno otaczającą go rzeczywistość, jak i ludzi. Lata pracy w krakowskim Instytucie Patologii im. Sehna odcisnęły na nim szczególne piętno. Przebywając w towarzystwie zwłok, czuje się jak ta przysłowiowa ryba w wodzie. Zmienia się w pewien sposób, co dla samej Kai było wprost przerażające. Można oswoić się ze zwłokami, ale wszystko zostawia ślad na psychice, uwierzcie mi.
"Życie jest straszne, umieranie jest straszne. Śmierć nie."
Do tego cytatu wrócę jeszcze później. Polubiłam Kaję Burzyńską. Całą jej uwagę przykuła sprawa ojca. Nie przeszkadzało jej to jednak w pracy. Potrafi natychmiast zmienić maskę, zmitygować się, zależnie od zaistniałych okoliczności. Zaorskiego znała nie od wczoraj, jednak zastanawiała się, na ile dobrze. Kiedy została przekazana jej tajemnica mężczyzny, podchodziła do jego osoby ostrożnie. Nie wiedziała już, co jest prawdą, a co tylko plotką. Granica pomiędzy nimi jest bardzo cienka, trudno jest mi ją wyznaczyć.
Niezbyt podobała mi się postać Wiesława Kalamusa. Dyrektor jednego ze szpitali, w którym miał pracować Seweryn. Nie dziwię się wątpliwościom podczas zatrudniania mężczyzny, jeśli owa plotka rzeczywiście nie jest plotką. Zatrudnianie gdziekolwiek osoby ze skrzywionym spojrzeniem na otoczenie, odbiłoby się z pewnością na renomie szpitala. Ostatecznie przecież Zaorski musi gdzieś pracować...
Napisałam Wam, że będzie to recenzja "oczami biologa". Przeraziłam się początkiem tej powieści. Już miałam ochotę krzyczeć na Autora. Jeśli bohaterem jest patomorfolog, to gdzie tu trup?! Mamy również tajemnicze morderstwo, starszej kobiety, matematyczki, Janiny Wachowiak (Wachowicz?). Nie było ono zbyt brutalne, sprawca nawet nie upewnił się, czy ofiara nie żyje. Odrazę , natomiast, może u niektórych osób wzbudzać samo miejsce zbrodni. Seweryn, będąc ww swoim żywiole, dokonał oględzin zwłok. Mnie mało co rusza. Czytać mogę wszystko i nie mam koszmarów. Patrzeć już niekoniecznie, więc jedynie ciarki przeszły mnie na wzmiankę o puszczonych zwieraczach. Mięśnie za życia są spięte, abyśmy mogli "normalnie" (nienawidzę tego słowa!) funkcjonować. Po śmierci wszystkie wiotczeją, ciało sztywnieje. Jak bardzo? Jeśli denat trzymałby coś w ręce, aby odgiąć palce, potrzebna jest siła kilku mężczyzn, więc wyobraźcie sobie. Wspomnienie o owadach bytujących na zwłokach również uznałam za ciekawe (jeszcze nie miałam entomologii sądowej, dopiero nadejdzie :) ). Jedyną ciekawostką, bo resztę wiedziałam, było tempo stygnięcia zwłok. Słyszałam kiedyś powiedzenie: "Ruchy, bo zwłoki stygną"-rzeczywiście. Tempo spadku temperatury zwłok to jeden stopień na minutę, aż osiągnie ono temperaturę otoczenia, w którym się znajduje. Życie jest straszne, bo cierpimy. Śmierć już nastąpiła, jest po wszystkim. Zauważcie, że większość ludzi boi się... Właśnie, czego? Umierania, nie samej śmierci, bo ta jest logiczną konsekwencją pierwszego. Dlatego prawdopodobnie częściej słyszę stwierdzenie: "Boję się umierania", które może trwać w mękach i bólu. Śmierć nikogo nie boli, bo dokonuje się w następstwie poprzedniego stanu.
Inną kwestią (inne zdarzenie) są bruzdy wisielcze. Jedyne, co mnie odrzuca, to procesy gnilne. W momencie, kiedy głowa oddzielona jest od tułowia, również nie uznaję tego za przyjemny widok. Jako biolog czuję się usatysfakcjonowana, jednak za mało dla mnie było tutaj podobnych informacji. Czeka na mnie książka Billa Basa, może tam sobie "odbiję" temat.
W książce pojawiają się również wątki mafijne, co ma związek z samym Sewerynem. Nie jest to postać bez wad. Jego zawód możecie znać pod nazwą patologa. Każdy kto obcuje na co dzień ze śmiercią, ma specyficzne poczucie humoru i to tutaj widać.
Jest obyczajowo, ale odnajdziemy w tej powieści również momenty grozy. Sama scena związana z pobytem na cmentarzu, odkopywaniem grobu, przyprawiała mnie o ciarki. Nie wiem, cz kiedykolwiek zdecydowałabym się na taki krok. Nie mam sumienia. Nie zmienia to jednak faktu, że można tutaj wyczuć co najmniej nutkę niepokoju.
Niejednokrotnie wspominałam Wam już o płynności fabuł u Remigiusza Mroza. Mam tutaj na myśli przeskok różnych postaci z jednej książki do drugiej. W tym przypadku również tak jest. Pojawia się wzmianka o Patryku Hauerze (trylogia polityczna "W kręgach władzy", do której mam ogromny sentyment, gdyż to właśnie od "Wotum nieufności" zaczęłam w ogóle czytać Remigiusza Mroza). Mam wrażenie, jakby Autor wytworzył sobie w wyobraźni swój jeden wielki świat, w którym wszyscy bohaterowie będą występować. Być może się mylę, ale na razie wszystko na to wskazuje.
Inną kwestią, o której muszę wspomnieć, jest zakończenie powieści. Smutne, moim zdaniem nieco przeszarżowane, jakby pisarz się zagalopował. Pominę te wszystkie wątki romantyczne, one dla mnie nie istniały. Dla mnie to wszystko powinno się zakończyć inaczej i wcale nie mówię, że szczęśliwie.
Powieść uważam za dobrą. Nie powaliła mnie na kolana, nie załamała, jest dobra. Nie mam jeszcze najlepszego Mroźnego tytułu tego roku. Mnie zabrakło nieco samych scen w prosektorium, jeśli bohater jest taki a nie inny. Mam nadzieję, że zostanie mi to wynagrodzone w kolejnych tomach. Ciekawy pomysł, Autor przyznał, że fabuła tej książki układała się w jego głowie od dawna. Zastanawiam się, co będzie dalej. Mam nadzieję, że nie powstanie z tego żaden łzawy romans. Moim ukochanym kryminałem nadal pozostaje "Trans" Krzysztofa Domaradzkiego. "Listy..." polecam i czekam na nowy tytuł, którego zapewne możemy spodziewać się w lipcu.