Kiedy tylko ktoś w moim towarzystwie rzucił hasło "apokalipsa" i połączył je z wydaną przez Jaguara książką "Ocaleni. Życie, które znaliśmy", wiedziałam, że muszę zapoznać się z tą pozycją. Wszelkie wątki katastroficzne w literaturze działają na mnie jak kocimiętka na koty - nie potrafię im się oprzeć. Książka ta chodziła za mną już od dnia premiery i cieszę się, że w końcu udało mi się ją przeczytać.
Susan Beth Pfeffer urodziła się w 1948 roku i znana jest głównie ze swoich książek dla młodzieży, w szczególności zaś serii traktującej o wpływie księżyca na ludzkość. "Ocaleni. Życie, które znaliśmy" to pierwszy tom owej trylogii.
Od razu zaznaczę, że książka napisana jest w formie pamiętnika nastolatki, szesnastoletniej Mirandy, co równa się prostemu i banalnemu językowi, który pasuje do wieku głównej bohaterki. Nie należy więc spodziewać się po niej górnolotnych wypowiedzi - trafnych spostrzeżeń i dokładnej relacji z życia jej rodziny, na szczęście, już tak. Pomimo mało ciekawej formy pamiętnika (dla mnie, rzecz jasna, bo Wam może się przecież podobać), książka maksymalnie wciąga, i choć liczy sobie przeszło trzysta pięćdziesiąt stron, to nie zajmie Wam więcej niż dwa wieczory. Dla jednych może to być wadą, ale dla mnie szybkość przyswajania lektury stanowi zaletę, bo dzięki temu mogę wziąć się za kolejną, a poza tym mogę mieć pewność, że niejednokrotnie do tak dobrej książki powrócę.
Jak już wiecie, bohaterką książki jest nastoletnia Miranda, zwyczajna licealistka ze zwyczajnymi problemami wynikającymi z okresu dojrzewania, mieszkanka Pensylwanii, której dane będzie uczestniczyć w epokowym wydarzeniu. Wiele lat wcześniej astronomowie zapowiedzieli, że ludzie będą świadkami ciekawego zjawiska - otóż w Księżyc uderzy asteroida, nie mając jednak żadnego wpływu na życie na Ziemi. Miranda wraz z rodziną i sąsiadami szykuje się na święto, ponieważ wśród smakołyków zamierza przyglądać się niegroźnej katastrofie, dziejącej się setki tysięcy kilometrów od bezpiecznej Pensylwanii. Niestety, święto szybko przemienia się w kataklizm, któremu nikt nie może zapobiec. Naukowcy mylili się w swoich obliczeniach - asteroida wybiła ziemskiego satelitę z jego naturalnej orbity, co jest katastrofalne w skutkach dla Ziemi. W ekspresowym tempie nawiedzają ją gigantyczne fale tsunami, powodzie, trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów. Ludzi ogarnia panika, wszyscy na potęgę wykupują artykuły w sklepach, pojawiają się akty wandalizmu i włamania. Od tej chwili życie Mirandy zmienia się nie do poznania - bardziej przypomina teraz walkę o przetrwanie, aniżeli spokojną egzystencję w niewielkim miasteczku.
Pamiętnik Mirandy od chwili katastrofy staje się nośnikiem informacji o tym, jak jej rodzina radzi sobie w nowym świecie. Dokumentuje ich przygotowania do ciężkiej zimy, która ma nadejść już w sierpniu. Bracia Mirandy dzień w dzień rąbią drewno, matka hoduje warzywa do momentu, w którym popioły wulkaniczne przesłaniają niebo, ona zaś pomaga w miarę możliwości we wszystkich tych czynnościach. Jesteśmy świadkami trudnej walki o przeżycie, okupowanej poświęceniem i cierpieniem, która zmienia bohaterów raz na zawsze. Matka Mirandy, która wychowała ją na osobę dobroduszną, dzielącą się z innymi, kategorycznie zabrania dzieciom pomagania innym. Teraz liczy się tylko rodzina! Podobnie jest z czasem wolnym - ważniejsze jest teraz gromadzenie opału i jedzenia. Jest to powód do wielu kłótni, które finalnie jeszcze bardziej zbliżają do siebie całą rodzinę.
Podoba mi się to, jak książka odzwierciedla relacje między Mirandą a resztą jej rodziny. Widzimy jak jej matka chudnie w oczach, odmawiając sobie posiłków, aby jej dzieci miały więcej jedzenia. Jesteśmy świadkami strasznych scen, gdy wszyscy muszą wybierać między chęcią zjedzenia śniadania lub obiadu. Widzimy rozpaczliwą walkę o ciepło, kiedy temperatury sięgają minus dwudziestu stopni, a dostawy oleju opałowego (jak i wszystkiego innego) ustały. Nie ma prądu, brakuje wody i podstawowych artykułów. Szkoły przestały funkcjonować, policjanci uciekli gdzieś, gdzie podobno ma być lepiej, przez co na ulicach robi się niebezpiecznie. Jest to przerażająca wizja świata po katastrofie, w którym nikt z nas nie chciałby żyć. Ciężko się o tym czyta, choć fabuła jest wciągająca. Boimy się postawić na miejscu Mirandy i jednocześnie myślimy o tym, czy udałoby się nam przetrwać w tym piekle.
Najważniejsze jednak jest to, że książka wywołuje w nas refleksję. Mimowolnie zastanawiamy się podczas lektury jak sami zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Jak walczylibyśmy o przetrwanie? Ja sama pytałam się mojego chłopaka, czy wybicie Księżyca z jego orbity przez asteroidę jest możliwe. Tematyka jest naprawdę ciężka, ale trudno jest jej nie docenić. I choć książkę klasyfikujemy jako powieść młodzieżową, która ma formę pamiętnika, a narratorem jest nastolatka, to i tak z powodzeniem mogą ją czytać także dorośli.
"Ocaleni. Życie, które znaliśmy" porusza delikatny temat katastrofy, przed którą nie można uciec, i zmusza nas do przemyślenia kwestii przetrwania. Z tego względu książkę polecam wszystkim.
Ocena: 5,5/6