„Więzy krwi nie są najważniejsze, ponieważ nie można zmusić kogoś do bycia rodziną. To więzy miłości łączą ludzi, budując wspólnotę tak silna, jak jej członkowie”.
„Strach wstrząśnie światem, gdy pokaże prawdziwe oblicze diabła. Woda w rzekach przemieni się w krew, a miastach rozlegną się krzyki przerażenia. Ludzie posmakują cierpienia z rąk osoby, którą sami stworzyli”.
To już jest koniec.. Czy tylko mnie zakręciła się łza w oczach na myśl, że właśnie dobiegła końca moja przygoda z bohaterami „Dziedzica podziemia”? Myślę, że nie tylko ja czuje żal, że ta historia właśnie się zakończyła!
Na początku jednak chciałabym podziękować Monice za to, że mogłam jej towarzyszyć w tej przygodnie i wszystkie trzy tomy objąć patronatem medialnym! Jestem naprawdę duma z tego, że moje logo znalazło się na tych okładkach.
Zanim zaczęłam czytać książkę „Dziedzic podziemia. Oblicze diabła” czułam jednocześnie podekscytowanie, ale i obawę, czy oby na pewno książka spodoba mi się tak bardzo, jak dwa poprzednie tomy. Dziwne to uczucie, gdy niby wiesz, że na pewno będzie super, a jednak gdzieś tam z tyłu głowy czujesz lekki niepokój, jak to wszystko się zakończy.
Nie miałam jednak wątpliwości co do tego, że książka będzie napisana w doskonałym stylu, bo do tego autorka już mnie przyzwyczaiła. Wiedziałam też, że czeka mnie ciężka przeprawa, i tu również się nie myliłam! Choć pierwszy i drugi tom był przepełniony emocjami, to, to co autorka zrobiła w tym tomie to istny rollercoaster wrażeń.
Przez cały czas, gdy czytałam, dosłownie bałam się tego, co znajdę na kolejnej stronie. W tej części akcja w ogóle nie zwalnia. Autorka nie dała mi chwili na wytchnienie, bo cały czas się coś działo! Lekkości tej historii dodawała przede wszystkim postać Staruszka! Jego poczucie humoru, śmieszne dialogi czy pomysły sprawiały, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jego postać była doskonale wkomponowana w ciężką atmosferę, jaka można było czuć od pierwszej strony.
Pokochałam bohaterów tej historii. Bardzo cenię autorkę za to, że od samego początku do końca była prawdziwa i stała w swoich planach, by pokazać nas ich od jak najlepszej, ale i najgorszej strony. W tej historii nie ma zbędnego lukrowania, nie ma wielkich przemian i zmian charakterów. Jest jedynie dojrzałość, jaka budziła się w bohaterach z każdym tomem.
Jak to w romansach mafijnych bywa, nie brakowało w niej brutalności. Były chwile, w których przymykałam na chwilę powieki, bo przechodziły mnie ciarki, gdy moja wyobraźnia nie radziła sobie z przyswojeniem scen, jakie się w niej pojawiały. Właściwie do samego końca nie miałam pojęcia, w jaki sposób zakończy się ta opowieść. Zakończenie? Do chwili obecnej mam ochotę udusić autorkę za to, co zrobiła z moim sercem, które ściskało się z każdym przeczytanym zdaniem.
„Dziedzic podziemia. Oblicze diabła” okazał się doskonałym dopełnieniem tej trylogii. Choć czytanie ostatniego tomu nie było łatwe, bo emocje, jakie tu znajdziemy, potrafiły mnie kilkukrotnie przytłoczyć, to jednocześnie pomimo całego bólu, jaki tu znajdziemy, całość wypada po prostu idealnie!
Podsumowując – Monika Nerc stworzyła serię nieschematyczną, pełną napięcia, brutalności, bólu, strachu, namiętności, ale przede wszystkim miłości! Historia Grigoriya i Catriony na długo zostanie w moim sercu i jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócę!
BARDZO POLECAM!