Selja Ahava to jedna z najbardziej lubianych fińskich powieściopisarek. Jest również autorką scenariuszy radiowych, telewizyjnych i filmowych. Książka „Rzeczy, które spadają z nieba” jest jej drugą powieścią i pierwszą, która otrzymała Nagrodę Literacką Unii Europejskiej. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i jestem pewna, że nie ostatnie.
„Rzeczy, które spadają z nieba” to opowieść o trojgu ludzi, których życie na zawsze odmieniają przypadkowe wydarzenia. Mała dziewczynka traci matkę, kiedy z nieba spada bryła lodu. Kobieta dwa razy wygrywa na loterii. Pewien mężczyzna został cztery razy rażony piorunem. Czy jedno zrządzenie losu może zmienić prostą ścieżkę w kręty labirynt?
Może. Przekonali się o tym bohaterowie powieści. Książka, chociaż niewielka objętościowo, nie jest pozycją, którą można przeczytać „na raz’. Nie jest to też zwarta opowieść, a różne historie, porozrzucane fragmenty ludzkich żyć, które przez nieoczekiwany przypadek, uśmiech losu czy ogromną niesprawiedliwość zostają wywrócone do góry nogami. I chociaż początkowo myślimy, że te opowieści nie mają ze sobą nic wspólnego, z biegiem lektury odkrywamy, że są ze sobą powiązane. Książka pokazuje, jak przypadek, kapryśny los potrafi wpływać na ludzkie życie. I jak ludzie radzą sobie z niespodziewanymi zdarzeniami.
Są rzeczy, które nie mijają z czasem. Nie blakną, nie miękną i nie zmieniają się we wspomnienia. Są zawsze równie twarde i duże, sterczą człowiekowi w brzuchu i w piersi jak słup, a potem tam dudnią. Można o nich zapomnieć, ale kiedy wracają w myślach, to zawsze są tu i teraz i zawsze są równie wielkie, jak gdyby właśnie się działy.
Pierwsza historia porusza temat straty i żałoby. Saara, mała dziewczynka, musi poradzić sobie ze stratą matki, która zginęła przez bryłę lodu. Stara się poradzić sobie z targającymi nią emocjami, próbuje pojąć to, co ją spotkało i za wszelką cenę pragnie zachować wspomnienia o matce, te dobre wspomnienia. Szczęśliwie nie była świadkiem zdarzenia (ojciec nie pozwolił jej patrzeć) i obraz nieżyjącej matki nie wrył się w jej pamięć, dlatego może pamiętać mamę taką, jaka była za życia. Mamę o poranku, mamę na jabłoni, mamę w pracy, odstawioną i normalnie. Ponieważ ta historia opowiadana jest oczami dziecka, jest jeszcze bardziej poruszająca niż pozostałe. Kiedy czyta się o tym, co przeżywa to małe dziecko i jak próbuje sobie poradzić, coś ściska za serce bardzo mocno, łzy napływają do oczu, pojawiają się też przeróżne myśli. Książka należy do tych refleksyjnych, które trzeba smakować, delektować się powoli, kawałek po kawałku. Niemniej trafiająca do wyobraźni jest kolejna część, będąca korespondencją ciotki Saary, Annu, z mężczyzną, którego cztery razy raził piorun. Kobieta dwa razy wygrała w totolotka. Można powiedzieć, że to niewyobrażalne szczęście. Jak się jednak przekonujemy i taka przychylność losu może wywołać u człowieka uczucie niepokoju. Ciekawa jest ta korespondencja i muszę przyznać, że ta część trafiła do mnie chyba najbardziej.
To jedna z najbardziej oryginalnych historii, jakie dane mi było przeczytać. Wydarzenia przedstawione w książce wydają się mało prawdopodobne, nierealne. Jak się jednak okazuje nie są niemożliwe. Selja Ahava z niebywałą delikatnością i czułością wobec swoich bohaterów pokazuje, co się dzieje, kiedy naszym życiem zaczyna rządzić przypadek. Autorka stworzyła przejmującą opowieść o poszukiwaniu sensu, bezradności, o utraconej tożsamości, o tym, co wpływa na nasze wybory. Prostym i jednocześnie poetyckim językiem opowiada o sile miłości, o żalu, o radzeniu sobie ze stratą, bólem i o potrzebie zrozumienia. Książka pokazuje, jak wiele siły dają nam zwykłe, najprostsze rzeczy, a także że nasza codzienność ma większe znaczenie niż nam się często wydaje. Czytając, ciągle zastanawiałam się, w jakim stopniu moim życiem kieruję sama, a w jakim stopniu kieruje nim przypadek, ślepy los czy jakkolwiek to nazwać. Powieść daje do myślenia i to jest jej kolejna zaleta.
Dorośli mówią, że czas leczy rany, a to oznacza, że gdy czas upływa, wtedy to, co się wydarzyło, staje się wspomnieniem, które potem pamiętasz coraz słabiej. I gdy nie pamiętasz już prawie nic, to oznacza, że czas cię uleczył.
„Rzeczy, które spadają z nieba” to sugestywna, wzruszająca i piękna opowieść o życiowych zmaganiach. Z okrutnym losem, z przypadkiem, który zaczyna kierować biegiem wydarzeń i wreszcie z samym sobą. To prosta proza, pozbawiona górnolotności i moralizatorstwa, przez co zrozumiała i bliska. Serdecznie polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Rzeczy, które spadają z nieba” Selja Ahava – maitiri_books (wordpress.com)