Drew Magary jest Amerykaninem, który od lat pisuje dla różnych czasopism, np. "New York Magazine" czy "Rolling Stone", jednak Nieśmiertelność zabije nas wszystkich jest jego debiutem literackim. Już na pierwszy rzut oka widać, że czytelnik ma do czynienia z niecodzienną lekturą. Tekst "Nieśmiertelność zabije nas wszystkich" brzmi jak slogan nawiedzonego fanatyka jakiejś sekty religijnej, który stoi na skrzyżowaniu ulic z kartonikiem w stylu "Koniec jest blisko!". Jeśli dodać do tego okładkę z wizerunkiem powieszonej śmierci, można odnieść wrażenie, że zawartość książki będzie miała równie groteskowy i ironiczny wydźwięk, co jej zewnętrzna oprawa. Z takim też przeświadczeniem rozpoczęłam lekturę i muszę przyznać, że się zdziwiłam...
Głównym bohaterem jest John Farrell - przeciętny Amerykanin, prawnik średniego szczebla, wynajmujący mieszkanie z koleżanką i nie wnoszący nic niezwykłego do ogólnoświatowej egzystencji. Przynajmniej do czasu, gdy przyjął lek powstrzymujący starzenie się. Oczywiście wciąż mógł umrzeć - na raka, w wypadku samochodowym czy zostać zastrzelonym, samo starzenie jednak zostało zatrzymane dokładnie tego dnia, w którym zdecydował się wziąć lek. Zrobił to jeszcze przed powszechną legalizacją preparatu, która przyniosła wiele zamieszania. Wiadomo, zawsze znajdzie się jakiś odłam ludzi, którzy stwierdzą, że nowy styl życia jest zły, nieprawidłowy i sprzeczny z wszelkimi normami, natomiast inna grupa uzna, że to objawienie boskie.
To jednak dopiero początek zmartwień. Warto się bowiem zastanowić, co się stanie, gdy na Ziemi zwiększy się ilość ludzi coraz intensywniej eksploatujących nieodnawialne dobra naturalne. Co z więźniami odsiadującymi dożywocie? Jak można w takiej sytuacji obiecać swojej "drugiej połówce", że się jej nie zostawi aż do śmierci? Jakie problemy mogą wyniknąć z wiecznego życia oraz z zatrzymania się procesu starzenia w nieodpowiednim wieku? Dość przerażający wydaje mi się szczególnie syndrom "Piotrusia Pana". Polega on na tym, że rodzice podają lek swoim dzieciom, by te nigdy nie dorosły. I najgorsze jest to, że od tego nie ma żadnego odwołania...
Cała książka składa się na konkretne zapiski z dziennika Johna, które prowadził przez całe swoje życie. Dzięki temu można tu znaleźć zarówno jego własne przeżycia, jak i ogólne informacje na temat zmian zachodzących w społeczeństwie na różnych etapach legalizacji leku. Jest to ciekawy zabieg, pozwala bowiem na szersze spojrzenie na całą sytuację. Początkowo prywatne notatki Johna są dość zabawne i humorystyczne, poruszają kwestie, o których na co dzień nie myśli człowiek zainteresowany długowiecznością, choć wbrew pozorom są nie tylko istotne, ale też oczywiste. Pod tym względem Magary przypomina trochę Pratchetta. Później jednak całość nabiera bardzo mocnego i niepokojącego wydźwięku. Sprawia, że czytelnik zatrzymuje się na moment i zastanawia, czy to jedynie wytwór fantazji, czy całość faktycznie mogłaby rozwinąć się w taki sposób. Z tego też powodu Nieśmiertelność zabije nas wszystkich jest doskonałym dowodem na to, że nie wszystko złoto, co się świeci i nie każdy pozornie doskonały pomysł jest wart wprowadzenia w życie.
Mimo to w pewnych granicach książka jest dowcipna, dzięki czemu czyta się ją lekko i przyjemnie, nawet jeśli porusza trudne tematy. Rozdziały są krótkie, zaopatrzone przykuwającymi uwagę tytułami stanowiącymi fragmenty treści z dalszej części rozdziału, co z kolei sprawia, że strony przewraca się raz za razem. Dzięki temu, że główny bohater nie jest żadnym herosem, super mózgiem ani wybitną osobistością, miewa swoje problemy oraz przemyślenia i próbuje zrozumieć świat, w którym przyszło mu żyć, czytelnik może obserwować rozterki "przeciętnego obywatela" i się z nim utożsamiać. Warto również dodać, że John jest idealnym przykładem faceta, który wciąż od nowa mierzy się ze swoim przeznaczeniem oraz wątpliwościami i próbuje znaleźć złoty środek na wszystkie zmartwienia.
Mam nadzieję, że Drew Magary nie poprzestanie na tej jednej książce i już wkrótce będę miała możliwość sięgnąć po kolejny przykład jego twórczości poruszającej trudne kwestie w zdumiewająco lekki sposób, gdyż uważam jego powieść za bardzo dobry debiut. Dlatego też polecam tę książkę wszystkim, którzy mając złotą rybkę spełniającą życzenia chcieliby dostać od niej wieczne życie. Polecam ją również tym, którzy lubią niekonwencjonalne historie oraz osobom, które kiedykolwiek zastanawiały się, jakby to było, gdyby rodzice wyglądali na tyle samo lat, co dzieci.