Problemów psychicznych istnieje cały wachlarz, od wyboru do koloru. Kłopoty te są wywoływane różnymi czynnikami, objawiają się na najróżniejsze sposoby, a walka z nimi wcale nie należy do prostych. Pat Peoples jest jedną z tych osób, które muszą się zmierzyć z tym, co siedzi w ich głowie i z tym, co jak myślą – jest prawdą. Z jego punktu widzenia do pojednania między nim a jego byłą żoną dojdzie, tuż po tym jak on sam stanie się lepszym człowiekiem, czytaj: będzie milszy dla innych, zrzuci nadprogramowe kilogramy i stanie się bardziej elokwentny. Zakończenie rozłąki z ukochaną stało się jego głównym celem życiowym, który za wszelką cenę zamierza osiągnąć. Bohater nie zdaje sobie jednak sprawy, z jakiego powodu doszło do rozstania, ani dlaczego znalazł się w “niedobrym miejscu”, jak nazywa szpital psychiatryczny, który dopiero co udało mu się opuścić.
Osobiście po “Poradnik pozytywnego myślenia” nie sięgnęłam tylko z powodu oskarowego filmu, w którym Bradley Cooper oraz Jennifer Lawrence grali pierwszoplanowe role. Głównym powodem dla którego chwyciłam za książkę Mathew Quicka był fakt, że uwielbiam historie, które zagłębiają się i badają ludzką psychikę, a właśnie na taką wyglądała mi wyżej wspomniana powieść. No i w tym miejscu się zawiodłam, ponieważ autor opisuje losy osoby z zaburzeniami psychicznymi w sposób komercyjny. Co mam przez to na myśli? Mianowicie to, że wszelkie wydarzenia są wykreowane w taki sposób, aby czytało się o nich “łatwo i przyjemnie”. Prawdziwej analizy ludzkiej psychiki raczej tu nie znajdziemy.
Jeśli chodzi natomiast o film to muszę przyznać, że byłam niesamowicie zaskoczona tym, jak bardzo książka różni się od swojej ekranizacji. Rozumiem, że twórców filmów często ponosi wyobraźnia, ale rzadko się zdarza, aby stworzyli oni coś lepszego od oryginału. Zapoznawszy się zarówno z powieścią jak i filmem śmiało mogę stwiedzić, że w tym konkretnym przypadku film wypada o niebo lepiej. Przede wszystkim jest w nim mnóstwo emocji, akcja trzyma w napięciu, a namiętność jaka buduje się pomiędzy Pattem a Tiffany jest bardziej widoczna. W książce natomiast rozwój wydarzeń jest niemiłosiernie spowalniany przez epizodyczne wątki, powtarzające się czynności i inne mało istotne czynniki, które równie dobrze mogłyby zostać pominięte.
Skoro już tak narzekam na wszystkie mankamenty książki to wspomnę też o obsesji głównego bohatera na temat swojej ulubionej drużyny sportowej, która nie raz doprowadzała mnie do szału. Miejscami miałam już dość czytania tych samych motywujących przyśpiewek czy dylematów związanych z efektywnością gry Orłów. Zaczęłam nawet się zastanawiać, co tak naprawdę jest głównym tematem książki? Emocje Pata czy futbol? Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest taka prosta.
Ogólnie rzecz biorąc, po książce Mathew'a Quicka spodziewałam się dużo, a dostałam bardzo mało, a nawet jeszcze mniej. Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy sięgnąć po powieść czy też po prostu obejrzeć film, z czystym sumieniem polecam to drugie.