Niedawno rozpoczęłam swoją przygodę z panem Jarosławem Klonowskim i jego książką „Miriam”. Cóż mogę rzec, niespodziewanie znalazłam się w średniowiecznych kujawskich miastach...
Miriam to młoda Żydówka, której zdecydowanie nie można nazwać prawą i skromną dziewczyną, to wyrachowana i bezwstydna złodziejka, jednak w końcu sytuacja w jakiej się znalazła staje się zbyt gorąca i jedyne co pozostaje to ucieczka. Miriam ukrywa się pośród benedyktynów w szpitalu w Kruszwicy, podając się za brata Mateusza, który zginął z ręki jej kompana. Niestety nawet pośród cysterskich habitów nie może znaleźć schronienia, gdy pojawia się tajemniczy janczar Bartłomiej Chodyna, wychodzi na jaw kim Miriam jest naprawdę, a nawet więcej. Okazuje się, że dziewczyna jest opętana przez Hariela – anioła ognia, którego wzywa się przeciw bezbożnikom i to właśnie jego poszukuje starosta Andrzej Kościelecki.
Spotkałam się z opiniami, że w książce jest zbyt wiele postaci i niestety muszę się z tym zgodzić. Łatwo jest się pomylić, łatwo zapomnieć, a mnie to trochę lekturę utrudnia, ponieważ często muszę przewracać strony w tył, by zorientować się kto jest kim. Nie zmienia to oczywiście faktu, że postacie są naprawdę dobrze wykreowane. Zwłaszcza główna bohaterka, przesiąknięta zepsuciem, jak przyjemnie czytało się o tak silnej kobiecie umieszczonej w XVI wieku. Oczywiście na uwagę zasługuje także tajemniczy janczar, który swoją osobą wprowadza niemałe zamieszanie.
Niestety muszę zarzucić autorowi małą niekonsekwencję dotyczącą stylizacji języka. Co prawda początkowo była dość widoczna, ale z kolejnymi stronami gdzieś zanikała, żeby z czasem dawać o sobie znać coraz rzadziej. Wiadomo, że tekst z dużą ilością archaizmów czyta się znacznie trudnej, niż ten bez nich, ale było to przecież ciekawe urozmaicenie.
Strzeżcie się wy, którzy macie zamiar przeczytać tę książkę i tylko połowicznie się na niej skupić, albowiem zbyt wiele nie zrozumiecie. Naprawdę, brak skupienia ma swoje konsekwencje, czasami trzeba po raz drugi przeczytać dopiero co skończony fragment, ponieważ nagle okazuje się, że nie zrozumiało się z niego ani słowa, ale problemy z koncentracją pojawiają się jedynie na początku, później akcja wciąga coraz bardziej i bardziej...
Najbardziej jednak w całej historii podobały mi się elementy fantastyczne. Okultyzm, który w średniowieczu był dość powszechny, zwłaszcza wśród ludzi, których było stać na jego praktykowanie. Dodatkowo jeszcze te polityczno-religijne intrygi... Mniam.
Jeśli macie ochotę na poznanie nietuzinkowej i wciągającej historii z elementami fantastycznymi i średniowieczem w tle, to zapraszam...
...tylko uważajcie na zawartość rynsztoków!