„Coś niebieskiego” Emily Giffin
wyd. Otwarte
rok: 2008
str. 378
Ocena: 4/6
Dziś miałam okazję zapoznać się z ekranizacją powieści Emily Giffin pod tytułem „Pożyczony narzeczony” (wersja książkowa nosiła tytuł „Coś pożyczonego”). Oba tytuły, zarówno ten książkowy jak i filmowy w pełni oddają treść wspomnianych dzieł. Po seansie naszła mnie wielka ochota na poznanie dalszych losów bohaterów filmu, które opisane zostały przez autorkę w książce „Coś niebieskiego”. Przyznam się szczerze, iż miałam już wcześniej w ręce wspomnianą powieść. Nie zagłębiałam się jednak w nią szczególnie. Dlaczego? Powiedzmy, że nie zapałałam wielką miłością do Darcy Rhone, przyjaciółki Rachel, która była główną bohaterką pierwszej części wspomnianej wcześniej książki. Film nastroił mnie jednak odpowiednio i niezwłocznie, gdy tylko zniknęły napisy końcowe, sięgnęłam po tę powieść.
Kilka miesięcy przed rozpoczęciem akcji mającej miejsce w książce „Coś niebieskiego”, Darcy była szczęśliwie zaręczona z Dexem, którego poznała siedem lat wcześniej dzięki najlepszej przyjaciółce – wspomnianej wcześniej Rachel. Niestety związek ten nie przetrwał. Nie doszło do upragnionego finiszu przed ołtarzem, Dex zerwał zaręczyny i związał się z kochaną od lat Rachel. Fakt ten, delikatnie mówiąc, nie wpłynął korzystnie na stosunki między dziewczynami. Dodatkowo całość skomplikowała zagmatwana przeszłość dziewczyn, czyli nieustająca uległość Rachel wobec przyjaciółki i zdecydowana dominacja Darcy w tym tak zwanym związku. Darcy nie ma krystalicznie czystego sumienia i sama dążyła do zakończenia związku Dexem. Wydarzenia potoczyły się jednak tak, a nie inaczej, i Darcy, którą poznajemy w „Coś niebieskiego”, przedstawia nam swoją, dość subiektywną, wersję wydarzeń. Z biegiem czasu i z każdym na nowo przeżytym wspomnieniem, Darcy zaczyna się zmieniać. Nie są to gigantyczne zmiany, przewracające jej życie do góry nogami, są jednak dość spore. Trudno się temu dziwić, w końcu za kilka miesięcy nasza bohaterka ma zostać matką. Jak potoczą się jej losy? Czy odnajdzie szczęście? Czy jej stosunki z najlepszą przyjaciółką ulegną poprawie? Czy będzie potrafiła zapomnieć wyrządzone jej krzywdy i co najważniejsze, czy uda się jej odmienić własne życie na tyle, by zacząć je od nowa? I czy to „od nowa” możliwe będzie w Nowym Jorku? Czy Darcy ostatecznie stanie się zupełnie inną kobietą? O tym wszystkim, przy odrobinie wysiłku, dowiecie się dzięki lekturze powieści „Coś niebieskiego” Emily Giffin.
Książkę tą zdecydowanie zaliczyć można do kanonu romansów z morałem. Po zapoznaniu się z losami bohaterki bez problemu czytelnik wyciągnie wnioski i będzie w stanie odnieść je do własnego życia. W trakcie lektury nachodziły mnie pewne refleksje. Czasem tak łatwo zagubić się w otaczającej nas rzeczywistości, przywyknąć albo lepiej – ulepić ją na własną, dość uproszczoną modłę. Tak właśnie wyglądało życie Darcy. Nic skomplikowanego, nic nad wyraz trudnego i męczącego. Wszystko przychodziło jej łatwo jak po maśle. Idealnie. Zbyt idealnie. Darcy wybudowała wokół siebie zamek z piasku, który w końcu musiał zostać zmyty przez falę przypływu. Jak bohaterka poradziła sobie z tym przypływem? Zobaczcie sami. Mnie książka, pomimo wcześniejszych oporów przypadła do gustu i niesamowicie wciągnęła. Z wielką przyjemnością obserwowałam kolejne perypetie i potknięcia Darcy, które doprowadziły do niesamowitego finału. Powieść polecam kobietom, które lubią dobrze skonstruowane romanse z happy endem. Dodatkowym plusem tej serii jest fakt, iż obie książki, zarówno „Coś pożyczonego” jak i „Coś niebieskiego”, można czytać oddzielnie. Polecam.