Moment, w którym publiczny dyskurs zaczął akceptować wypowiedzi dotyczące kwestii naukowych, ale opierające się na przekonaniach lub wierze (zmiany klimatu nie istnieją, nie wierzę w globalne ocieplenie etc.) był naprawdę tragicznym momentem. Bo chociaż większość z nas będzie uważać wypowiedzi w stylu ,,za oknem właśnie pada, więc nie ma żadnej suszy'' albo ,,jest zimno, więc nie ma żadnego globalnego ocieplenia'' za nieszkodliwy idiotyzm, to jednak znajdą się ludzie, którzy nieobeznani z retoryką i z tematem, którego wypowiedzi te dotyczą, uznają że ,,hej, w sumie racja, mądrze prawią panie i panowie z telewizora!''. Znajdą się też inni ludzie, podchodzący do tematu bardziej cynicznie - ci z kolei będą rozgrywać wszystko kartą ekooszołomstwa, które chciałoby wszystkie kopalnie pozamykać i ludzi pracy pozbawić, oj-oj.
Żyjemy w świecie, który jest systemem naczyń połączonych - nie możemy zmienić jednej części ekosystemu w taki sposób, żeby zmiana ta nie wpłynęła na jego całość. Topiąca się Arktyka, znikające lodowce Grenlandii, ocieplające się oceany, blaknące koralowce (wiecie, że Wasze dzieci prawdopodobnie nie zobaczą już żywych koralowców?), zanikająca bioróżnorodność - to wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. I do tego, nie ma w tym wypadku żadnych wątpliwości, doprowadziliśmy my, ludzie.
I chociaż o zmianach klimatu było wiadomo już w latach 50., chociaż w latach 80. i 90. coraz głośniej krzyczano o globalnym ociepleniu, chociaż to wskazywanie palcem i mówienie ,,musimy przestać, bo nie ma żadnej planety B'' trwa dłużej, niż ja żyję, to ludzkość wciąż jest w stanie wypierać zmiany klimatyczne z ogólnej świadomości. Najlepszym przykładem obrazującym to, jak bardzo staramy się wypierać z szerszej świadomości fakt, że za pięćdziesiąt lat (a może i wcześniej) świat, który znamy bezpowrotnie przeminie, jest wywiad z profesorem Malinowskim w jednej z telewizji śniadaniowych. Profesor opowiada o zmianach klimatu, o tym, że za chwilę wszyscy się usmażymy, że całe połacie globu nie będą nadawały się do życia i że będziemy musieli zmierzyć się z kryzysem związanym z migracjami klimatycznymi, a pan prowadzący sprowadza wszystkie te ostrzeżenia do stwierdzenia: ,,nie straszmy ludzi i zakręcajmy kran, gdy myjemy zęby.''
Zakręcajmy kran. Gdy myjemy zęby. Ale wciąż spuszczajmy nieczystości w toaletach wodą o jakości wody pitnej, bo czemu nie?
W każdym razie, że czas na straszenie bezpowrotnie przeminął. ,,Koniec lodu'' zabiera nas w podróż po pięknej i umierającej ziemi. To rozdzierające pożegnanie z masywnymi, majestatycznymi lodowcami, które tworzyły się przez tysiące lat, po to, by teraz zniknąć na naszych oczach. To smutne wspomnienie kolorowych raf koralowych, których piękno podziwialiśmy za młodu, siedząc przed telewizorem w sobotni poranek i chłonąc kolejne dokumenty kręcone dla BBC czy Discovery Channel. To podróż po ginących lasach amazońskich i pochłanianych przez podnoszącą się wodę arktycznych wioskach. To ostatni rzut oka na masywne, dostojne sekwoje, które cierpią z powodu stresu cieplnego, chorób i plag chrząszczy z którymi wcześniej nie musiały się zmagać.
To podróż żałobna - wspomnienie tego, jak kiedyś ziemia wyglądała i zrozumienie tego, w jaki sposób nieodwracalnie ją zniszczyliśmy. Dahr Jamail nie daje nam fałszywych nadziei na poprawę tego stanu rzeczy - nie mówi, że wszystko da się jeszcze naprawić, nie mydli nam oczu ,,tylko'' dwoma stopniami ocieplenia klimatu (a ludziom brakuje skali! skali w zrozumieniu tego problemu). On jasno wskazuje na to, że ziemia umiera. Jasno mówi, że jesteśmy świadkami Szóstego Wielkiego Wymierania gatunków. Nie pozostawia nam żadnych złudzeń, co do tego, że nie powinniśmy stawiać pytań w stylu ,,czy metan z warstw wiecznej zmarzliny dostanie się do atmosfery?'' ale ,,kiedy to się stanie?''.
,,Koniec lodu'' jest przy tym książką bardzo osobistą - kładącą duży nacisk na więzy, które łączą autora z górami, z otaczającą go przyrodą. Jest książką pośrednio poruszającą zagadnienie depresji klimatycznej i tego, w jaki sposób można sobie z nią radzić. Bo wiecie, wcale nie jest lekko żyć ze świadomością tego, że po naszym pokoleniu niewiele na Ziemi pozostanie. Dlatego tak ważnym jest ostatnie pytanie, które Jamail zadaje: ,,od tej chwili, wiedząc, co dzieje się z planetą, na co mam przeznaczyć życie?''
No właśnie. Na co?