Klasykę wielbię bezgranicznie. Minione epoki napawają mnie ogromną nostalgią. Kocham czytać powieści napisane w dawnych czasach i choć na sekundę zanurzyć się w ongisiejszym świecie. Nie był on idealny – żaden nie jest, ale ma w sobie wiele uroku, klasy, jakiegoś specyficznego czaru, który mnie urzeka. Z tym większą rozkoszą sięgnęłam po książkę pani Gaskell. Byłam przekonana, że trafi ona w mój gust i nie myliłam się nawet trochę.
"Obecnie znała prawdę, że ziemia nie zna takiej zapory, która strzegłaby przed udręką. Udręka spada jak grom z jasnego nieba, wprost do domu w górach i na miejskie poddasze; do pałacu i do chaty."
Elizabeth Gaskell była przyjaciółką Charlotte Brontё. Napisała także jej pierwszą biografię. Myślę, że dla wielbicieli tej ostatniej to wystarczająca rekomendacja. Warto wspomnieć, że w publikacji utworów Elizabeth, pomagał Charles Dickens.
Ruth Hilton to tytułowa bohaterka tej powieści. Sierota, pracuje jako szwaczka. Niespodziewanie jej życie odmienia się, gdy poznaje pana Bellinghama. Zaprzyjaźniają się ze sobą. Mężczyzna daje jej wsparcie. Jednakże jej pracodawczyni źle interpretuje charakter ich relacji i wyrzuca ją z pracy. Co może zrobić szesnastoletnia panienka bez rodziny, pracy i wykształcenia? Z opresji ratują ją pan Bellingham. Jednak ratunek to zbyt duże słowo. Naiwna Ruth za sprawą swojego ukochanego zostaje okryta hańbą.
Historia jakich wiele – i wtedy, i teraz. Łatwowierne dziewczę, pozbawione krztyny miłości, lgnie do zblazowanego bogacza, który da jej choć namiastkę uczucia. Może i historia typowa, ale ile odwagi musiała mieć Gaskell, by opisać tę historię z takim współczuciem, z taką empatią w swoich czasach. Podkreślę, że okazała ją w stosunku do kobiety. Bo wówczas to mężczyźnie wolno było mieć kochankę i było to akceptowalne, jako coś naturalnego. Na taką kobietę zaś patrzono z odrazą, z pogardą, wyzywano, obrażano, poniżano na każdym kroku. A Elizabeth sprzeciwiła się temu. Pokazała w pełnej haniebnej krasie całą tę podwójną moralność. Podwójne standardy oceny zachowań kobiet i mężczyzn. Pokazała całą niesprawiedliwość, całą tę krzywdę która spotyka kobiety.
Pisarka, poprzez wykreowanie postaci pana Bensona, pastora, który pomoże Ruth, pokazała, że można inaczej. Że można wykazać się zrozumieniem. Że nieustanna pogarda i pomiatanie nie są pomocą. Wychodzi on ponad typowe postrzeganie „kobiety upadłej”, a widzi człowieka, który cierpi. Widzi młodą dziewczynę, dziecko jeszcze, które popełniło błąd i brzemię tego grzechu będzie dźwigać do końca swoich dni. Czy to niewystarczająca kara?
Pisarki epoki wiktoriańskiej to doskonałe obserwatorki i znawczynie ludzkich charakterów. Dzięki temu potrafią tworzyć wspaniałe portrety psychologiczne jednostek, ale także całych warstw społecznych. Ruth to typowa Mary Sue. Jest obdarzona anielską urodą, spokojem wewnętrznym, promieniuje dobrocią i pobożnością. Jest produktem swoich czasów – mocno religijna, cicha, potulna i uległa. Ideał. Myślę, że Gaskell celowo wyidealizowała jej postać, ażeby ukazać, iż „kobieta upadła” nie musi być z gruntu złym człowiekiem. Błąd nie przekreśla jej całego charakteru. Gdyby stworzyłaby postać wojującą z konwenansami, w jej czasach byłby to dowód, że kobiece bunty i rewolucyjne zachowania prowadzą do moralnego upadku. Autorka stworzyła jednak potulne dziewczę, które jest wzorem cnót. Jedyną jej wadą jest ogromna naiwność, która to sprowadził ją na manowce. Ale naiwność jest przywarą wieku młodzieńczego, którą mogli wybaczyć nawet współcześni pisarce, w przeciwieństwie do zepsucia moralnego. Ale nie omieszkała dodać do swojej powieści kobiety wojującej. Może jeszcze nie sufrażystki, może jeszcze niedokonującej żadnej rewolucji. Ot, po prostu młoda dziewczyna, która ma odwagę dyskutować i wygłaszać swoje poglądy – Jemina Brodshaw. Z przyjemnością czytałam o tej buntowniczce i obdarzyłam ją ogromną sympatią.
Reszta postaci również ma doskonale wykreowane charaktery. Gaskell tworzy zróżnicowanych ludzi, drobiazgowo przedstawia nam ich portrety psychologiczne, jak wszyscy dobrzy literaci przy pomocy charakterystyki pośredniej, dzięki czemu możemy poznać dokładnie mentalność ludzi w ówczesnej epoce. Co warto podkreślić, nawet osoby uczestniczący tylko przez chwilę posiadają wyindywiduwalizowany rys psychologiczny, co świadczy o niebywałych zdolnościach pisarskich autorki. Nie wszyscy są idealni i pobożni jak Ruth czy pan Benson. W „Ruth” wyidealizowana jest jedynie postać tytułowej bohaterki, reszta jest ludźmi z krwi i kości – grzeszącymi zaniechaniem, obłudą, egoizmem, próżnością… Jak to ludzie.
Po autorze epoki wiktoriańskiej nie można było spodziewać się niczego innego jak tylko kunsztownego języka. Elizabeth Gaskell posługuje się piękną mową, bogatą w ozdobniki, wyrafinowaną, a przy tym lekką i delikatną. Opisy zaprezentowane w powieści są plastyczne i bardzo obrazowe. Tłumaczka spisała się rewelacyjnie i dokonując przekładu tej książki, nie zgubiła ona jej cudownej atmosfery. Jak wspominałam wyżej, pisarka różnicuje postaci, nie tylko poprzez ich zachowanie, ale także poprzez język, jakim się posługują. Dzięki analizie idiolektu każdego bohatera możemy poznać jego pozycję społeczną, wykształcenie, a nawet charakter. To takie cudowne, przeczytać książkę pisarza, który nie jest laikiem, ale naprawdę umie pisać. Autora, który jest świadomy, że ludzie posługują się różnoraką mową, a stylistyka ich wypowiedzi wynika z cech ich charakteru.
„Ruth” ma wydźwięk moralizatorski. Gaskell jednoznacznie wskazuje nam, kogo mamy potępić, a komu współczuć. Dzięki takiej, a nie innej kreacji, stajemy po stronie Ruth i sami chcielibyśmy jej bronić przed okrutnym światem. Swoje zdanie, włożone w usta pana Bensona, uzasadnia wieloma cytatami z Biblii. Całkowicie to jednak akceptuje, gdyż wybujała religijność jest typowa dla angielskich pisarek epoki wiktoriańskiej.
Elizabeth krytykuje najwyższą warstwę społeczną w Anglii, która to jest żywym obrazem wyrażenia „podwójna moralność”. Głośno krzyczą o hańbie i moralności, ale gdy przychodzi, co do czego to właśnie oni „elegancko załatwiają sprawę”. Ponadto najbogatsi mężczyźni nie ponoszą konsekwencji swoich czynów. Znudzona postawa pana Bellinghama w obliczu złamanego życia Ruth wywołuje w czytelniku nienawiść.
Bardzo podoba mi się także wydanie książki. Okładka, oprócz tego że piękna, w zgrabny sposób nawiązuje do treści powieści. Wydanie MG jak zwykle jest estetyczne i schludne. Książka mimo swojej sporej objętości jest naprawdę lekka i podręczna.
O klasyce mogę mówić i pisać bez końca, ale teraz lepiej będzie, jeśli skończę. „Ruth” jest powieścią genialną. Zachwyciła mnie poetyckim brzmieniem języka, prostotą historii i jej kontemplacyjnym powolnym charakterem oraz zróżnicowaniem portretów psychologicznych postaci. Na dydaktyzm przymknęłam oko i z uśmiechem zrzucam to na karb uroku epoki wiktoriańskiej. Jeśli lubicie XIX-wieczne powieści dojrzałego realizmu, w stylu sióstr Brontё to polecam. Dla miłośników klasyki to lektura obowiązkowa.