Są takie rzeczy w życiu, w które momentami ciężko uwierzyć, często dziwne, szokujące lub wręcz niemożliwe. Jedną z nich okazało się dla mnie morderstwo popełnione w kościele. I choć nie jest to nic trudnego dla mordercy to nie wyobrażam sobie, żeby odważyć się zabić akurat w takim miejscu, uważanym za święte. Przyznać jednak muszę, że nigdy o tym nie myślałem a o takim zbezczeszczeniu nie słyszałem dopóki nie sięgnąłem po „Nabożeństwo za Wszystkich Zmarłych” Colina Dextera., kolejną już powieść z serii opowiadającej o Inspektorze Morse.
Rok po dwóch dziwnych zgonach w jednym z oksfordzkich kościołów, Morse dochodzi do wniosku, że choć lokalna policja zamknęła sprawę, zagadka wcale nie jest rozwikłana. Zamiast spędzać urlop w Grecji wyjaśnia okoliczności śmierci kościelnego i mniemanego samobójstwa pastora. Nie wiedząc, że sprawa jest mocno skomplikowana zagłębia się w śledztwo, jednak przez cały czas ma wrażenie, że został oszukany, że jego uwadze umknął bardzo ważny szczegół. Brnie jednak dalej, a czy odpowiedź na to czy uda mu się rozwiązać zagadkę zostawiam samym czytelnikom, którzy sięgną po powieść.
Niestety nie mogę powiedzieć by książka bardzo mnie wciągnęła, dopiero po kilkudziesięciu stronach zaabsorbowała mnie bardziej, jednak i tak nie był to szczyt możliwości. W pewnym momencie na początku miałem zamiar odpuścić, jednak tego nie zrobiłem i doczytałem do końca. Czy było warto? Dalsza część powieść rekompensuje lekką nudę na początku i nie jest źle. Wolę jednak, gdy podczas śledztwa bohaterowie czują presję, że zabójca znów może uderzyć, a takową czuć było tylko pod koniec powieści, aczkolwiek to w pewnym sensie kwestia gustu.
Powieść utrzymuje natomiast normy kryminałów, i to one są jej dobrymi punktami, bowiem ta z pozoru prosta, zamknięta sprawa okazuje się o wiele bardziej skomplikowana niż można by pomyśleć. Autor serwuje czytelnikowi trudną do rozwiązania zagadkę i skłania go do poszukiwania odpowiedzi na pytania rojące się w głowie. I tak jak sama zagadka, tak i jej zakończenie i rozwiązanie są na wysokim poziomie. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wpadłbym na to kto zabił tych urzędników kościoła.
Charakterystyczną cechą serii i tej powieści jest sam Inspektor Morse, piwosz i miłośnik krzyżówek, ulegający lękowi wysokości oraz bodźcom związanym z emocjami. Widać bowiem wątłą nić pożądania jakie wywołuje u niego jedna z parafianek zamieszanych w sprawę. Ponadto główny bohater jest w stanie zagłębić się w daleką przeszłość osób podejrzanych, byle tylko odkryć możliwy motyw lub przesłanki.
„Nabożeństwo za Wszystkich Zmarłych” jest powieścią dobrą jednak nie wspaniałą, bo choć zawiera ciekawą i skomplikowaną zagadkę, to dążenia do jej rozwiązania momentami wydają się po prostu nudne. Według mnie zasługuję na ocenę 4-/5.