Kiedy w 2011 roku ukazała się książka Kato-tata. Nie-pamiętnik Halszki Opfer (pseudonim, niem. opfer ‒ ofiara), recenzenci z oburzeniem pisali o wstrząsającym dzieciństwie dziewczynki przez lata gwałconej przez ojca przy cichym przyzwoleniu matki. Najczęściej używane określenia to "szokujący", "przerażający", "trauma", "przestroga". Katarzyna Surmiak-Domańska postanowiła sprawdzić, jakie reakcje wywołała książka Opfer w jej rodzinnej miejscowości ‒ w Mokradełku (nazwa zmyślona, ale jakże trafna). W tym celu przeprowadziła rozmowy z jej sąsiadami, członkami rodziny: mężem, bratową, teściową, oraz tę najważniejszą, z matką Halszki. I tu wielkie zaskoczenie. Najprzychylniejsze opinie mówią, że to, co autorka Kato-taty pisze w swojej książce, jest prawdą, ale nie powinna tego robić, bo tak nie zachowuje się ofiara, powinna wziąć pod uwagę, jaki to będzie miało wpływ na jej rodzinę. Inni uważają, że to wszystko kłamstwa, a nawet jeśli nie, to Halszka być może "czarowała" swego ojca (opinia matki!).
Poza tym sąsiadom się nie podoba, że Halszka ‒ osoba energiczna, gadatliwa, taki kolorowy ptak ‒ przedstawia siebie jako ofiarę. Jakże to? Jaka z niej ofiara? Przecież ofiara molestowania powinna być cichą szarą myszką stroniącą od ludzi, a przede wszystkim od mężczyzn. A tu nie dość, że mąż, to jeszcze kochanek. Większość osób wypowiadających się w książce jest zdania, że nawet jeśli w tym domu doszło do tragedii, to po co od razu o tym pisać książkę, po co szkalować zmarłego już ojca, starą matkę? Jakże łatwo nam jest utożsamić się z oprawcami, szkoda, że nie potrafimy wczuć się w sytuację ofiary. Szczególnie jeśli jej obraz nie ma zbyt wiele wspólnego z naszymi wyobrażeniami. Do tego dochodzi skomplikowana relacja z matką, która do dziś nie chce przyznać, że Halszka napisała w swojej książce prawdę o ich rodzinie. Surmiak-Domańska doskonale zobrazowała sytuację ofiary, która im bardziej jest poniżana, tym bardziej zależna od kata, tym bardziej pragnie jego akceptacji. Mam wrażenie, że dziś tak przedstawia się relacja Halszki z jej matką. Mokradełko stanowi obraz PRL-owskiej rodziny, w której panuje sztywny patriarchat, a ojcu, niezależnie od tego, czy pije, bije i poniża, należy się bezwzględny szacunek. Ale nie łudźmy się, że to minęło wraz ze zmianą systemu.
Zastanawia mnie, jak wielu ludzi myśli podobnie głupio i naiwnie jak sąsiadka Halszki: "Pocieszające jest przynajmniej to, że tak niewielu ludzi pisze takie książki. To znaczy, że, na szczęście, niewielu ludzi jest tak krzywdzonych". Czytając komentarze pod recenzjami Kato-taty na blogach, zwróciłam uwagę, że wiele osób pisze, że to nie jest książka dla nich, że jest zbyt traumatyczna, niektórzy piszą nawet, że trudno im było doczytać wywiady z Halszką Opfer. No tak, nikt nie twierdzi, że to jest temat łatwy, ale ze względu na to, że jest trudny, jest też ważny. A najłatwiej się zamknąć w swoim kolorowym świecie i udawać, że reszta świata jest równie piękna i nic złego się w nim nie dzieje. A gdy, nie daj Boże, coś do nas dotrze przez tę szczelną powłokę, reagujemy, tworząc własne Mokradełko. W końcu najłatwiej jest zanegować trudne fakty, podkopać trochę wiarygodność ofiary, bo przecież "ten pan wyglądał tak sympatycznie". Tylko czy to nie jest czysta hipokryzja? Poza tym, cóż jest warta taka zakłamana rzeczywistość?
Reakcje mieszkańców Mokradełka niestety świetnie odzwierciedlają zachowania naszego społeczeństwa, które doskonale potrafi zignorować krzyki zza ściany i inne łatwo dostrzegalne oznaki krzywdy u sąsiadów, bo "przecież to nie moja sprawa", co nie przeszkadza nam na co dzień plotkować o tym, kto ile ma pieniędzy, jakim jeździ samochodem i czy ma kochanka. Książka Katarzyny Surmiak-Domańskiej, poza tym że przedstawia tragiczną historię Halszki, stanowi bardzo negatywną diagnozę polskiego społeczeństwa. Mokradełko to ważna książka, dlatego że zadaje mnóstwo ważnych, choć trudnych, pytań. Nie sugeruje gotowych rozwiązań, ale skłania do myślenia. Nie mogę również nie wyrazić swojego zachwytu nad samą formą ‒ książka jest przede wszystkim świetnie skomponowana. Myślę, że tę książkę po prostu należy przeczytać i nie bać się, że popsujemy sobie własny obraz ludzkości i polskiego społeczeństwa. I tak prędzej czy później do tego dojdzie. Chyba czas najwyższy, żeby coś zmienić. Polecam wszystkim, którzy nie boją się otworzyć oczu.