"Jeżeli kiedykolwiek rzuciliście "ważne" zajęcie, aby zrobić coś lepszego, ta książka jest dedykowana wam. Jest też dedykowana wszystkim, którzy kochają książki."
Moja przygoda z "Księgarenką" rozpoczęła się od momentu, kiedy tylko zobaczyłam w internecie jej okładkę i pomyślałam wtedy: o tak, to książka, którą koniecznie muszę przeczytać. Muszę mieć. Bardzo niewiele książek urzeka mnie okładkami. Zwykle wybieram je ze względu na autora, opis zamieszczony na okładce oraz szybkie prześledzenie wzrokiem języka, którym jest pisana. Z "Księgarenką" było inaczej. I może dobrze się stało, bo jest to książka inne niż wszystkie. To wyjątkowa książka o książkach.
Wendy i Jack to specyficzne małżeństwo, które znużone ciągłymi przeprowadzkami i szaleństwami młodości, a do tego znudzone tradycyjną pracą, przez całe życie marzy o tym, aby, gdy tylko nadarzy się ku temu odpowiednia okazja, otworzyć własną księgarnię z używanymi książkami. I kiedy znajdują się w przełomowym momencie swojego życia, kupują stary dom w maleńkim miasteczku i opijając dokonaną inwestcję dochodzą do wniosku, że kupno domu jest pierwszym krokiem ku spełnieniu tego marzenia. I choć ich budżet jest mocno naciągnięty, a oni, poza tym marzeniem nie mają praktycznie nic (chyba, że liczyć by chęci i zapał), księgarnia któregoś dnia zostaje otwarta.
Na poczatku jest ciężko. Brak środków na reklamę. Sceptycznie podchodząca do działalności miejscowa społeczność. Setki używanych książek, których ze względu na temat, nikt nie chce kupić... Wszystkie te trudności z pewnością odstraszyłyby nie jednego. Ale nie Wendy i Jacka. Oni idą do przodu jak burza, konsekwentnie dopinając swego, można by powiedzieć, na przekór wszystkim i wszystkiemu, po to, aby opowiedzieć czytelnikowi o tym, czego przez te parę lat, od otwarcia działalności, udało im się dokonać. I mam wrażenie, że jeszcze po to, aby przekonać go, że nawet najbardziej wygórowane i pozbawione punktu zaczepienia w rzeczywistości marzenie można spełnić przy odpowienim wysiłku i samozaparciu. To zdecydowanie pozycja, którą warto przeczytać, aby nie zatracić tej dziecięcej wiary. Wzmacnia ona nadzieję na realne dokonywanie niemożliwego. Bo przecież ta historia wydarzyła się naprawdę...
Odchodząc od tematyki, książka podzielona jest na krókie, ale treściwe rozdziały, które naprawdę płynnie się czyta, a które umożliwiają czytelnikowi zrobienie przerwy w dowolnym momencie utworu, co dla mnie osobiście, jest wielkim plusem, ponieważ nie gubię w ten sposób wątku. Do tego podoba mi się język, jakim posługuje się autorka. Choć z pozoru prosty i klarowny, ma w sobie to coś. Wbrew wrażeniu, jakie odnieść można na początku, nie są to zwykłe zapiski kobiety, dotyczące prowadzenia księgarni. Każdy rozdział prowokuje do głębszych refleksji, do czego przyczyniają się przede wszytskim przepiękne myśli bogate w środki stylistyczne kończące rozdziały. Wprowadzają one w przesympatyczny klimat utworu, sprawiając, że nie chce się opuszczać księgarenki. Przesiąka się nią. I niemalże czuje mruczenie, wylegującej się na regałach między przestarzałymi pozycjami, kotki.
Nie sposób nie wspomnieć też o tym, co mnie samą zaskoczyło. Bardzo niewielu twórców ma tę zdolność, że pomimo bardzo niewielkiej liczby dialogów w stosunku do opisów, zachowują dynamikę akcji i jej płynność, unikając przestojów i nudy. Wendy Welch znakomicie się to udało. Potrafiła sprawić, że jej książkę po prostu się pochłania zatracając przy tym poczucie czasu. Naprawdę nie jeden twórca mógłby jej tego pozazdrościć.
Podsumowując, "Księgarenka w Big Stone Gap" to nie tylko zwykła książka. To książka o spełnianiu marzeń. O realizacji tego, co trudne do osiągnięcia, gdy się nie chce i gdy jest trudno. Do tego powieść niezwykle klimatyczna, od której aż nie chce się odrywać. To świetnie napisana opowieść o klarownej fabule, zarazem obfitującej w przeróżne zaskoczenia i zrządzenia losu. Aż wreszcie: to książka, którą warto przeczytać. Nie. To książka, którą koniecznie powinien przeczytać każdy czytelnik. Otwiera oczy na bardzo wiele spraw. Zachęcam!