Chociaż nie przepadam za opowiadaniami, coraz bardziej przekonuję się do tej krótkiej formy. Nigdy ich nie lubiłam, bo uważam, że kończą się zbyt szybko. Zdążę polubić bohaterów, wsiąknąć w opowiadaną historię, a tu bach, opowiadanie się kończy. Teraz jednak podchodzę do tego inaczej. Myślę, że opowiadania to odpowiednia lektura dla każdego, kto chce poznać pióro autora, którego do tej pory nie miał przyjemności czytać. Odkąd zmieniłam podejście, sięgam po opowiadania o wiele częściej i przyznam, że już udało mi się odnaleźć wśród nich takich autorów, po których powieści sięgam teraz z prawdziwą przyjemnością. Bo taki zbiór opowiadań to idealna okazja, aby przekonać się, czy styl danego autora nam odpowiada, zanim sięgniemy po jakąś jego powieść.
„Wigilijne opowieści” to zbiór dwunastu, bardzo różnych opowiadań. Prawdę mówiąc nie do końca spodziewałam się, co mnie czeka, kiedy sięgałam po tę książkę. Sądziłam, że skoro są to opowiadania świąteczne, to oprócz oczywistej świątecznej atmosfery, dostanę w pakiecie mnóstwo cukru, lukru i innej słodyczy. Okazało się, że tutaj tego nie ma. I tym właśnie zaskoczyła mnie ta książka po raz pierwszy. Nie, żebym nie lubiła odrobiny słodkości podczas lektury, jednak akurat potrzebowałam czegoś zupełnie innego, dlatego ucieszyłam się, że opowiadania mają całkiem inny charakter. Po raz drugi książka zaskoczyła mnie faktem, że oprócz opowiadań, każdy z autorów przygotował dla czytelników swoje popisowe świąteczne danie (każde opowiadanie kończy się jakimś świątecznym przepisem). Mam ochotę wypróbować kilka przepisów i jestem ogromnie zadowolona, że taki dodatek się w książce pojawił. Zaintrygowały mnie śledzie z pieczarkami w sosie pomidorowym (i z rodzynkami, jeśli już naprawdę musicie ;)), według przepisu mamy Mileny Wójtowicz, bo śledzie uwielbiam, a w takim wydaniu jeszcze ich nie jadłam. Podobne odczucia mam względem barszczu czerwonego Alka Rogozińskiego, ciasteczek orzechowych na pokrzepienie ducha oraz dusz przodków przebłaganie Martyny Raduchowskiej i babki migdałowej z białą czekoladą i cytrynowym lukrem Małgorzaty Oliwii Sobczak. Nie odmówię sobie też przygotowania ajerkoniaku diabła Azazela Katarzyny Bereniki Miszczuk, ale to głównie z powodu Azazela, którego uwielbiam. Wszystkie przepisy zawarte w zbiorze są warte wypróbowania, jednak to nie o nie przecież w tej książce chodzi. Głównym daniem są opowiadania.
„Wigilijne opowieści” to misz-masz gatunków i stylów. Można znaleźć w nim literaturę obyczajową, fantastykę, komedię kryminalną i kryminał. Każda opowieść jest inna, napisana w stylu właściwym dla autora, dzięki czemu, jeśli go jeszcze nie znamy, możemy go trochę posmakować. Opowiadania łączy, oprócz wspomnianych już przepisów, cudowna świąteczna atmosfera. W książce znalazły się opowiadania znanych mi wcześniej autorów, ale pióro niektórych poznałam po raz pierwszy. Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że bohaterów niektórych opowiadań znam bardzo dobrze. W przypadku opowiadania „Gdzie Mikołaj nie może… tam diabła pośle!” okazało się nawet, że rozpoznaję nie tylko diabła Azazela, którego dobrze znam z cyklu o Wiktorii Biankowskiej, ale mam do czynienia z historią, o której w tym samym czasie czytałam w kontynuacji cyklu pt. „Ja, ocalona”. Otóż, w najnowszej części cyklu diabeł zostaje oskarżony o wyruszenie na ziemię za Świętego Mikołaja i zrobienie tam pewnego psikusa. W tym zbiorze zostaje opowiedziana właśnie ta historia. Było to dla mnie bardzo miłe i niespodziewane zaskoczenie i naprawdę fajna niespodzianka. Podobnie miałam z innymi opowiadaniami, w których rozpoznawałam bohaterów. Cieszę się, że niektóre historie zostały powiązane z tymi, które czytelnicy już dobrze znają. Tak jest w przypadku bohaterki opowiadania Jacka Glińskiego, w którym odnajdujemy dobrze znaną staruszkę Zofię. Poznajemy oczywiście również nowych bohaterów, których perypetie zachwycają równie mocno i o których chciałoby się poczytać jeszcze więcej.
Mój drogi, jak już mówiłem, nie przynoszę plastikowych samochodzików wyprodukowanych w Chinach. Przynoszę to, co los dla ciebie szykuje na przyszły rok. Oczywiście każdy człowiek na bieżąco kształtuje swoją dolę i nikt nie ma zaplanowanej przyszłości. Jednakże Święty Mikołaj nauczył się odrobinę wspomagać szczęście. Bądź nieszczęście…
Dzięki temu, że opowiadania są tak bardzo różne, każdy znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie. Nie trzeba czytać wszystkich, jeśli nie macie ochoty, chociaż wszystkie są naprawdę dobre. Nie trzeba też czytać po kolei. Ja zaczęłam od opowiadania Katarzyny Bereniki Miszczuk, bo byłam ciekawa, jaki będzie miało związek z jednym z moich ulubionych diabłów. I muszę przyznać, że jest to opowiadanie, które najbardziej mi się podobało. Kolejnym jest historia pewnych sióstr, opowiedziana przez Agnieszkę Lis. A ponieważ byłam świeżo po lekturze „Blasku choinki” tej autorki i bardzo polubiłam styl Pani Agnieszki, po to opowiadanie też bardzo chciałam sięgnąć. I nie zawiodłam się. Nie ma opowiadania w zbiorze, które nie przypadło mi do gustu. Każde coś w sobie ma i przy każdym bawiłam się świetnie. Alek Rogoziński nie zaskoczył mnie i stworzył coś genialnego. Każdy kto zna autora, wie, że opowiedziane przez niego historie są wyśmienite. Również w krótkiej formie autor nie zawodzi. Jego „Sekretny składnik” to majstersztyk! „Wigilijne opowieści” to naprawdę przyzwoity zbiór opowiadań. Mamy w nim wszystko, chwile radości, smutku, wzruszenia, głębokich przemyśleń, codziennej szarości. Odnajdziemy tu różne odcienie miłości i przyjaźni, zdarzają się także zabójstwa. Jest mowa o wybaczeniu, pojednaniu, dzieleniu się dobrem, o stracie, o podejmowaniu trudnych decyzji i o ponoszeniu konsekwencji. A przede wszystkim o odkrywaniu prawdziwej istoty Świąt Bożego Narodzenia. W każdym opowiadaniu czuć magię Świąt, żadne z nich nie jest przesłodzone i sztuczne, dlatego zasługują na Waszą uwagę.