Koniec sierpnia 1938 roku, Hanna Wolińska, studentka germanistyki spędza wakacje jako dama do towarzystwa z Ireną von Richter, zamożną niemiecką hrabiną. Gdy poznaje jej wnuka, Johanna zakochuje się w nim z wzajemnością. Jednak na drodze ich uczuciu stanie wiele przeszkód, obecna narzeczona Johanna, Susanne, rodzina ukochanego, jak i jej bliscy, a także wojna, która rozdzieli ich i zmusi do stanięcia po przeciwnych stronach. Czy miłość Polki i Niemca w cieniu II wojny światowej ma szansę przetrwać? Czy w obliczu tak wielkiego cierpienia można pozwolić sobie na miłość? Czy jest ona w stanie przetrwać wszystko i naprawdę jest silniejsza od śmierci? Tego wszystkiego dowiecie się sięgając po debiut pani Basi.
"Narzeczona nazisty" szturmem zdobyła rynek wydawniczy, serca czytelniczek i okrzyknięta została najpiękniejszą powieścią roku 2021, której ekranizacji możemy spodziewać się w najbliższych latach. Zaciekawiona zachwytami, pozytywnymi recenzjami debiutu autorki, zapragnęłam przeczytać go sama. I czy ja też uległam urokowi tej powieści? I tak i nie.
Czytając "Narzeczoną nazisty" nie czuje się, że to debiut. Powieść napisana jest sprawnie, autorka ma dobre pióro, książka czyta się sama. Sama historia miłosna jest ciekawa, mnie jednak bardziej intrygowało tło historyczne, które mnie rozczarowało. Doznałam bowiem uczucia deja vu, że znów wojna stała się dodatkiem do historii romantycznej, co prawda ujmującej, ale grającej główne skrzypce, dobrze, że autorka zostawiła chociaż w spokoju obozy koncentracyjne, miast tego jednak otrzymujemy brawurowe akcje głównej bohaterki w polskim podziemiu...
Wydarzenia opisywane przez autorkę wydawały mi się czasem nierealne, naciągane, bądź wręcz oderwane od rzeczywistości, jak chociażby praca Hani w siedzie NSDAP czy jej działania jako Anioł. Co zaskakujące nie polubiłam głównych bohaterów, jedyną bohaterką, która wzbudziła we mnie sympatię była pani Irenka, uwielbiam postacie takich rezolutnych, odważnych, dobrych starszych pań. Co do uczucia łączącego Hannę i Johanna, to ja nie dostrzegłam tam miłości, pożądanie, namiętność tak, ale miłość? Mogę wręcz odważyć się by napisać, że to uczucie było toksyczne, Hanię tak ogłupiło, że nie dostrzegała widma nadciągającej wojny, porzuciła ojczyznę, bliskich, i zostałaby tam gdyby nie okoliczności, które zmusiły ją do opuszczenia Niemiec.
Podsumowując, nie podzielam zachwytów nad debiutem pani Wysoczańskiej, jest to sprawnie napisana powieść, ale nie poruszyła mojego serca i szybko o niej zapomnę. Fanki historii miłosnych w czasach wojennych odnajdą się w tej powieści lepiej, ale dla mnie nie była to jakaś zniewalająca lektura. Ot, historia miłości w czasach zagłady, jakich wiele pojawiło się na rynku literackim na przestrzeni lat. Historia ta niczym nie zaskakuje, po zamknięciu książki nie czujesz tęsknoty za bohaterami, nie jesteś ciekaw ich dalszych losów, odkładasz ją i po kilku dniach zapominasz. Nie napiszę, czy mi się podobała czy nie, ot przeczytałam i tyle.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Filia.