Miłość jest straszna recenzja

Początek książki poznajemy niejaką Lynn Gallagher. Jest to osoba dziwna, jak dla mnie. Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Była prześladowana przez niezbyt przystojnego mężczyznę, Alana. Narzucał jej się, wysyłał prezenty. Więc ona postanowiła także kogoś prześladować. Wypadło na przystojnego Rolanda. Gdy prześladowca Lynn dowiedział się że "jego" kobieta także kogoś obserwuje postanowił tą osobę poznać. Pod byle jakim pretekstem postanowił zaprzyjaźnić się, z Rolandem. Udało mu się to, można powiedzieć że zdobył jego zaufanie. Ustalili że każdy z nich spędzi z Lynn jeden weekend, Roland zrobił to przymuszony za to Alan był niezmiernie szczęśliwy. Prześladowany przez kobietę, był pierwszy. Pierwsze chwilę nie był zbyt pozytywnie nastawiony ale z czasem nawet ją polubił. Oczywiście wylądowali w łóżku. Co strasznie zdenerwowało Alana, który nie dostał
czego chciał- czyli weekendu ze swoją wybranką.

Po jakimś czasie rolę się odwróciły. Tym razem to Lynn śledziła Alana, a Roland Lynn. Na dodatek Roland okazał się nikim innym, tylko zwykłą męską świnią. Lynn według mnie ma świra. A Alan chyba to on jest tu najnormalniejszy. Chociaż i jemu odbija. Kompletnie ich nie rozumiem.



Więcej pisać nie będę. Po tej książce spodziewałam się czegoś więcej, nie spodobała mi się. Według mnie wszystko kręciło się wokół seksu. Nic innego ich nie interesowało. Lynn nie wzbudziła mojej sympatii. Alan wydawał mi się zwykłym zboczeńcem. A Roland, na początku był świetnym gościem, a później agresywnym facetem. Wszystko zmieniało się z kolejnymi stronami. Jak dla mnie bardzo słaba książka.