Sekta z Wyspy Mgieł recenzja

Sofia przeżywa ciężkie chwile po rozstaniu ze swoim byłym chłopakiem. Pewnego dnia z przyjaciółką udają się na prelekcje, które prowadzi młody, inteligentny i atrakcyjny Franz Oswald. Dziewczyna daje się skusić interesującą pracą w pięknej posiadłości z historią wyspy, gdzie panuje spokój. Z biegiem czasu Sofia zauważa, że nie jest już szczęśliwa, a życie jakie prowadzi przypomina koszmar. Sama nie jest jednak w stanie opuścić piekła, w którym się znalazła.

Od zawsze mam świra na punkcie sekt, więc ta książka była dla mnie idealna. Jednak, gdy czytałam pierwsze rozdziały, nie mogłam się odnaleźć, jakie zdarzenia są opisywane i kto to u licha jest?! Dopiero później, wraz z upływającymi stronami zorientowałam się, że historia napisana przez Lindstein zawiera również zdarzenia z przeszłości jednego bohatera.

Postacie są słabo zarysowane, większość zlewała mi się w jedno. Gdy później zagłębiałam lekturę, coraz lepiej można było przypisać określone cechy danemu bohaterowi, ale początek? Słaby. Proza autorki również nie jest powalająca. Ciężko było mi wejść w umysł głównej bohaterki. Dochodzi do tego również fakt, iż moim zdaniem było w tej historii parę niewykorzystanych wątków. A szkoda, tym bardziej, że "Sekta z Wyspy Mgieł" nie kryje w sobie żadnej niespodzianki.