„Dopiero wtedy uzmysłowiła sobie własną pychę – przypisała sobie prawo do oceny człowieka, którego Stwórca uformował na własne podobieństwo. Tak więc Kamilka jest piękna. Krystyna usypiała uspokojona. Ale rano oczy jakby same, niezależne od jej woli i przekonania o boskim pochodzeniu człowieka, odmierzały ciało córki, znajdując mnóstwo niedoskonałości anatomicznych.” Str. 53
Mówi się, że to czyny opisują człowieka. Główna bohaterka książki „Układ z Panem Bogiem” Krystyna jest na to idealnym przykładem. Można by rzec, że ma wszystko, co potrzebne jest do szczęścia. Mąż Marek kocha ją bezgranicznie, a córka Kamilka tylko szuka okazji, by przebywać w towarzystwie matki. Krystyna jednak nie kocha własnego dziecka i ukrywa to przed mężem i teściową wiedząc, że gdyby wyszło to na jaw nie zrozumieliby jej. Jako malarka wszędzie doszukuje się piękna. Chce mieć więcej, czuć bardziej, przeżywać mocniej. Nie zauważa codziennych wartości, które mimo że błahe, potrafią obudzić w człowieku cieplejsze uczucia. Nie jest tak w przypadku Krystyna. Kobieta nie dostrzega tego, co ma, marząc o czymś, co na dobrą sprawę jest nieosiągalne. Szczególnie boli ją to, że jej córka nie jest idealna, nie taka, jaką chciała mieć. Stara się więc unikać kontaktów z nią, odsuwając się od własnego dziecka, gdyż nie potrafi zobaczyć w niej piękna, którego szuka wszędzie dokoła.
Właśnie to uczucie pragnienia popycha ją w ramiona sąsiada. Wdaje się w romans z poetą, mając nadzieję, że obudzi to jej artystyczną dusze i wprawi na wyższy poziom. Dopiero pewne wydarzenie w jej życiu sprawia, że zaczyna patrzeć na świat inaczej. Dopiero wtedy zaczyna myśleć o tym, jaka jest w stosunku do własnej córki, w stosunku do męża, którego zdradza, wręcz zostawiając mu dowody tego. Dopiero wtedy pojmuje, że życie nie jest idealne. Czy uda jej się obudzić w sobie uczucia do córki? Czy ułożą się jej relacje z mężem? Jak skończy się układ z Bogiem?
Szczerze mówiąc, książka mnie nie porwała. Spodziewałam się chyba od niej zbyt wiele, czytając dużo dobrego na temat debiutu autorki, pochwał na temat tej powieści i w głowie rościłam sobie myśli, że ta pozycja mnie porwie. Nie porwała.
Czytało się ją trochę opornie, pewnie ze względu na brak dialogów, co można uznać za zabieg dość ciekawy, jednak utrudniało zagłębienie się w lekturze. Poza tym niesamowicie irytowała mnie postać Krystyny i gdybym taką kobietę spotkała w realnym życiu pewnie moja pieść trafiłaby na jej twarzy. Nie mogłam jej zrozumieć i nawet nie chciałam. Autorka idealnie pokazała kobietę, którą nienawidzi się od pierwszej strony. I tu muszę przyznać, że Ewa Kopsik stworzyła bohaterkę, obok której nie można przejść obojętnie, od razu wzbudza emocje.
„Układ z Panem Bogiem” jest książka, która dotyka trudnego problemu. Co najgorsze, problemu nie tylko matki, ale i dziecka. Trudno też jest po przeczytaniu lektury nie pomyśleć nad tym, jak potoczyłoby się życie Krystyny i Kamilki, gdyby matka okazywała córce uczucie, gdyby pokochała ją bezgranicznie, tak jak powinna matka.
Książkę polecam mimo wszystko. Nie spodobało mi się w niej kilka rzeczy, jednak są aspekty, które poruszyły moje serce. I właśnie dla nich warto sięgnąć po tę lekturę. Dla historii dziecka, która porusza nieznane struny. Czytając „Układ z Panem Bogiem” co rusz miałam chęć przytulić Kamilkę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, a z drugiej strony potrząsnąć Krystyną, by w końcu otworzyła oczy.
Książka z pewnością trafi do matek, kobiet, którym brakuje czegoś w życiu i tych, które cieszą się z tego, co mają. Dzięki tej pozycji można utwierdzić się w przekonaniu, że nasza codzienność wcale nie jest czarno-biała, bo potrafimy czerpać z tego, co mamy.