Problemem w biografii Lionela Messiego, którą właśnie trzymam w rękach jest to, że tak właściwie nie jest ona biografią. Owszem, zawiera najważniejsze informacje o piłkarzu, ale wszystko potraktowane jest po macoszemu, w wielkim skrócie Leonardo Faccio opisał to, co należy wiedzieć o Argentyńczyku. I tylko to, bo nic nowego w sumie nie wnosi.
Autor skupił się na latach 2009-2011, a cała reszta przemyka gdzieś między kartkami. Dobre jest to, że Faccio rzetelnie zbierał informacje – rozmawiał z wieloma osobami, sięgając również do takich źródeł jak młodsza siostra, przyjaciele oraz dziadkowie Leo. Na ile relacje członków rodziny są wiarygodne – nie mnie oceniać. Faktem jest, że Leonardo Faccio dobrze się spisał, czerpiąc informacje z pierwszej ręki. Bo dużo rozmawiał również z samym zainteresowanym.
Jeśli chodzi o świetnego piłkarza, to "Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)" jest tylko zbiorem najważniejszych informacji dotyczących kariery Argentyńczyka. Ale jeśli zastanawia was kim jest "La Pulga" poza boiskiem, to z tej książki dowiecie się co lubi robić w wolnym czasie, kim był jako mały chłopiec i o czym zawsze marzył. Będzie też trochę o osobistym podejściu piłkarza do pewnych spraw i oczywiście też o tym, co czyni z niego niemalże bohatera – przypadłości niedoboru hormonu wzrostu, która mogła poważnie zaszkodzić jego karierze. Jest też cała masa zupełnie nieprzydatnych rzeczy, jak choćby to o sobowtórze Messiego i o tym, kto dubluje jego nogi w reklamach.
Im więcej czytam biografii piłkarzy tym bardziej widzę jedną rzecz – poza pieniędzmi i sławą jest jeszcze jedna fajna rzecz w byciu utalentowanym sportowcem. Masz szansę pomóc tym, którzy nie mieli tyle szczęścia i nie udało im się wyrwać z biednego miasteczka. Nie tylko finansowo, ale również przez zwykły uścisk ręki, który dla dzieciaka z blokowiska może być spełnieniem najskrytszych marzeń. Sława to fajna rzecz, jeśli potrafisz ją dobrze wykorzystać. A "La Pulga" chyba potrafi. Z książki Faccio wyłania się obraz chłopca, trochę nieśmiałego, powolnego, można nawet powiedzieć, że nudnego. Ot, taki zwyczajny chłopak, jak gdyby nie był jednym z najlepszych piłkarzy świata, jak gdyby na co dzień nie grał w barwach jednego z najlepszych klubów europejskich. Można pomyśleć, że poza boiskiem, kiedy cichnie stadionowy gwar i gasną reflektory oświetlające murawę, ten niewysoki Argentyńczyk jest taki jak ludzie, którzy podziwiają go w telewizorach. Mały, szary człowiek.
Niekwestionowaną zaletą jest swobodny styl autora, który nie przytłacza nadmiarem zbędnych dat i specyficzną terminologią. Jest krótko i przejrzyście, co dla jednym będzie plusem, dla innych wręcz przeciwnie. Książka wydana została w niewielkim formacie, a czcionka jest duża, więc czyta się książkę L. Faccio w zawrotnym tempie.
Nie podobało mi się zakończenie, napisane przez Dariusza Wołowskiego. Były dziennikarz Gazety Wyborczej w tym krótkim rozdziale gloryfikuje Leo Messiego, dając tym samym jego nieco przerysowany obraz. Messi jest wielkim piłkarzem, ale jak każdy zalicza słabsze momenty, czego pan Wołowski zdaje się nie zauważać, skupiając się jedynie na sukcesach. Tak osobiste nastawienie kłóci się trochę z wiarygodnością, bo co to za człowiek, który nie zaliczył żadnego potknięcia i samotnie siedzi na Olimpie?
"Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy" to dobra książka, pod warunkiem, że nie mamy wobec niej wielkich oczekiwań. Zagorzali fani piłkarza raczej nie odkryją tu nic nowego (chyba, że to, dlaczego głaszcze swoją lewą nogę też się liczy), ale dla tych, którzy mają znikome pojęcie o Messim może to być przyjemny przewodnik po najważniejszych chwilach w życiu Argentyńczyka. Mało szczegółowy, ale poparty dobrymi źródłami i napisany z pełnym zaangażowaniem, co nie pozostaje bez znaczenia.