"Właściwie z każdą sekundą się poznawałem. Widziałem swoje reakcje, zaczynałem rozumieć swój charakter na podstawie myśli i wspomnień. Czułem się, jakby ktoś mnie zresetował tylko po to, bym budował siebie od nowa, ale coś mu się nie udało i nadal wszystko pamiętałem."
"Podopieczny cienia" jest potężną książką. Debiut Nadii Litwin ma ponad pięćset stron, na łamach których przedstawia nam historię Tristana. Chłopak po dziesięciu latach budzi się ze snu i... nic nie pamięta. Wie natomiast, że jest w świecie magii a istoty dookoła niego są dla niego ważne. Motyw utraty pamięci jest mało spotykany (w moim przypadku), więc byłam ciekawa jak to się wszystko rozwiąże.
Główny bohater, a może powinnam napisać "postać od której to się wszystko zaczęło", bo samych bohaterów jest tutaj dużo. Nadia nie przystała na opisaniu życia jednej osoby, ona stworzyła historię, w której udział biorą wszyscy. I to się ceni✨️ Z początku odczułam lekki zamęt spowodowany ilością imion czy powiązań, ale z każdym rozdziałem i z każdą perspektywą nabierałam pewności kto jest kim. Tak, więc, główny bohater - Tristan, jest najbardziej zdezorientowaną postacią o jakiej kiedykolwiek czytałam; nie można mu się dziwić, kiedy budzisz się z pustką w głowie. Ja tą dezorientację odczuwałam wraz z nim. Nowa osoba? Dawny przyjaciel? Wróg? Ukochana? Pytań było mnóstwo i szczerze liczyłam na to, że od początku będę wiedziała (no, może nie wszystko) jakie zasady panują w wykreowanym przez autorkę świecie. A może taki był zamysł? Współodczuwanie z postacią jest czymś, na co większość z nas liczy. Lubimy się identyfikować z bohaterami, nie? A dodając do tego przebłyski pamięci, które Tristan miał po zobaczeniu danej osoby. Mgliste wspomnienia. To był ciekawy, choć czasami irytujący, zabieg.
Oprócz motywu utraty pamięci, autorka porusza tu także tematy związane z magią oraz ziołolecznictwem. O ile ta druga "branża" jest mi bliska - za wszelkie roślinne wstawki kocham podwójnie, tak z magią nie jestem obeznana. Nie wszystkie procesy były mi znane, dlatego czasami nie mogłam odnaleźć się między kolejnymi wydarzeniami. Co nie zmienia faktu, że poznawanie różnych magicznych rytuałów było dla mnie świetną zabawą. Poza tym, pojawiają się tu wielorakie potwory, cienie i inne stwory, z którymi nasi bohaterowie muszą walczyć, co dodatkowo zachęcało mnie do dalszej lektury (uwaga: jest krwawo).
"Podopieczny cienia" czytałam długo, jednak ostatnie kilkanaście rozdziałów pochłonęłam na jednym posiedzeniu. Co tam się działo!! 🤯 Tristan, oprócz ciągłego przypominania sobie ważnych faktów ze swojego życia, musi stawić czoło ważnej osobie z dawnych lat. Osobie, która... nie żyje? Dodajmy do tego magię, brak odczuwania bólu, moc uzdrawiania i chęć zemsty - mamy przepis na historię pełną emocji. Wciągnęłam się, zarówno w ten świat, jak i życie tych postaci. Zakończenie mnie trochę zawiodło, bo ZŁAMAŁO MI SERCE. Dziękuję bardzo, tego się nie spodziewałam. Trudno mi jest ją zdefiniować do konkretnego gatunku (młodzieżówka - raczej dla starszych, fantastyka), ale jeśli lubicie magię, charakternych bohaterów i zaskakujące wydarzenia, sięgnijcie po książkę Nadii Litwin - polecam!