Jestem typową kobietą... Uwielbiam błyskotki, moja torebka nie ma dna i zawsze znajdę powód, aby kupić kolejną parę szpilek a nade wszystko kocham poczucie luksusu. Wszystko to tworzy ze mnie idealną odbiorczynię książki Dany Thomas „ Luksus. Dlaczego stracił blask”. Miałam nadzieję, że autorka pokaże, że moda to coś więcej niż diabelnie drogie ubrania i anorektyczne modelki na niebotycznych obcasach. Faktycznie tak się stało, choć wątpię by ktoś po tej książce stał się miłośnikiem mody. Ta branża jest niezwykle brudna, chciwa i bezwzględna. Większość domów mody nie jest już symbolem elitarności, ale zwyczajnej korporacji nastawionej na zysk.
Dziennikarka wprowadza Nas do świata towarów luksusowych, zaczynając od historii małych rodzinnych sklepików aż do globalizacji. Ma dar bardzo dobrego opisywania, tego, co widzi, dzięki czemu czytelnik bez problemu potrafi wyobrazić sobie wnętrze sklepów takich firm jak Louis Vuitton czy Chanel. Jak na dziennikarkę przystało jest również niezmiernie przenikliwa? Nie zadowala się tym, co usłyszy od wielkich projektantów na temat ich historii, ale sama szuka wiadomości wśród innych źródeł. Rozwiewa mit o tym, że wszyscy są równi dla przemysłu modowego i w każdym sklepie znajdziemy taką samą jakość, bowiem najlepsza jakość jest nie gdzie indziej, ale w Japonii. Wiedziałam, że w tym kraju ceni się markowe, ale nie sądziłam, że ich konsumpcja stanowi 40 % ogólnej sprzedaży. Przez ten fakt, kierownicy japońskich sklepów potrafili odsyłać całe kolekcje do Europy, gdyż nie spełniały wymagań klientek. „Japonka odda sukienkę z wystającą nitka do sklepu, Francuzka sama ją utnie zaś Amerykanka w ogóle jej nie zauważy.”.
Made in Italy ? Made in France ? Bzdura... Większość luksusowych marek już dawno przeniosło produkcję do Chin wykorzystując kruczki prawne. Wystarczy, najmniejszy kawałek materiału doczepiony do ubrania czy buta. Zastanawiacie się pewnie czy oni też wykorzystują swoich pracowników. Cóż.... Tak. Pomimo, że zapewniają fabryki z mieszkaniami, salami do gier itp. itd. To nadal starają się płacić swoim pracownikom jak najmniej, czyli ok. 100-120 dolarów miesięcznie.
Przykro też było czytać o tym jak perfumy, galanteria i linie kosmetyczne traktowane są przez producentów jako „ luksus dla ubogich”. Mają dawać wrażenie wyjątkowości, sprawiać, że czujemy się częścią tego wielkiego świata i po spryskaniu się nimi wyglądamy niczym Nicole Kidman ( choć wątpię by obecnie ktoś chciał wyglądać jak ona).
Dla przeciwwagi powiem, że Pani Thomas zachwyciła mnie opisem tego, jak robione są torby Birkin Hermesa, których jestem ogromną wielbicielką. Do dzisiaj śmieje się ze swoją przyjaciółką, wspominając jak próbowałam ją edukować w dziedzinie mody mówiąc właśnie o Birkin. Na swój chwalebny wywód usłyszałam: „ Ale to tylko torebka”. Niesamowita jest więź łącząca nas z wykonawcą torebki. Dobrze czytacie. Każdą torebkę wykonuje jeden rzemieślnik, i robi to od początku do końca. Prawdą jest też, że żeby móc się nią zachwycać trzeba się zapisać do kolejki, często kilkumiesięcznej, ale zapewniam jest tego warta.
Nie jedna z Nas przegląda plotkarskie magazyny w celu zobaczenia jak wyglądają gwiazdy. Dla zwykłego śmiertelnika są to sukienki podczas setnych zakupów w danym tygodniu. Prawda jest taka, że gwiazdy bądź ich stylistki dostają grube pieniądze za noszenie tych bajecznych sukien. Wystarczy być stylistką znanej osoby by samemu stać się celebrytą projektującym własne linie ubrań czy dodatków. Ta właśnie drogą poszła czołowa stylistyka Hollywoodu – Rachel Zoe. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się farbowana blondynka, z mnóstwem zmarszczek od solarium, wystającymi kośćmi, brakiem piersi, która bez problemu mogłaby stanąć w konkursie o największą anoreksję. To moi drodzy jedynie prawda, nie zazdrość. Jeśli nie wierzycie sprawdźcie w Google.
Czy poruszyłam każdy temat zawarty w książce? Nie. Gdybym chciała to zrobić wyszłaby mi kolejna książka a przecież nie o to chodzi. Projektanci, menadżerzy i im podobni sprawili, że nie ważne jest, co kupujemy, ale to, jaką ma naszywkę. Pragniemy metek, nie jakości.
Dlatego niezmiernie podobała mi się wypowiedzieć jednej osoby, z którą Dana Thomas miała przyjemność rozmawiać: „ Według mnie luksus polega na robieniu tego, co nam samym sprawia przyjemność, nie na ubieraniu się na pokaz”. Kto to powiedział? Dowiedzcie się sami.
„Luksus” to bardzo rzetelna pozycja nie tylko o tym, co jest modne i drogi, ale też o nas samych. Bez człowieka nie byłoby pojęcia luksusu, dlatego znajdziemy tam też sporo elementów psychologicznych. Napisana jest lekko, z poczuciem humoru, często ironicznym poczuciem humoru, którego ja jestem wielbicielką.
Jednym słowem: Polecam.