Rice nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, każdy słyszał o tej autorce mniej lub więcej, a to wszystko za sprawą jej bestsellerowej serii pt. „Kroniki wampirów”. Jednak nowa seria, którą autorka zaczęła pisać nie będzie się już tyczyła wampirów, jej głównymi bohaterami będą anioły. Autorkę zainspirowało, bowiem jej nawrócenie duchowe na wiarę katolicką. „Kuszenie” jest drugim tomem tejże serii, która nawiasem mówiąc, nosi tytuł „Czas aniołów”.
Głównym bohaterem jest Tobie O’Dear, który był kiedyś płatnym zabójcą, znanym pod przezwiskiem Lucky Szczwany Lis, na usługach tajnej korporacji. Jednak jego sumienie nie dawało mu spokoju z powodu popełnianych zbrodni, więc mężczyzna zaczął gorąco modlić się o wybaczenie, które zostało mu udzielone. Jednak ceną za nie jest służba u serafina Malachiasza, któremu Toby ma pomagać w odpowiadaniu na modlitwy ludzi z zamierzchłych czasów.
Tym razem nasz bohater cofa się do fascynującego świata, jakim był Rzym w dobie renesansu. Toby ma tam udzielić pomocy młodemu, żydowskiemu mężczyźnie o imieniu Vitale ben Leone. Mężczyzna został oskarżony o otrucie jednego ze swoich pacjentów, a zarazem najlepszego przyjaciela. Gdyby tego było mało, to pada również oskarżenie o konszachty z diabłem i przywołanie dybuka do domu, który został mu powierzony pod opiekę. Jak zakończy się ta sprawa? Przekonajcie się sięgając po tę książkę.
Muszę powiedzieć, że zazwyczaj wzbraniam się przed rozpoczynaniem serii od środka, ponieważ mogę nie połapać się w najważniejszych kwestiach. Jednak przy „Kuszeniu” moje dylematy okazały się zupełnie bezpodstawne. Wszystkie najważniejsze kwestie są powtarzane i wyjaśniane na bieżąco, więc bardzo szybko można się rozeznać, o co chodzi w głównych wątkach fabuły. Po za tym, każdy z tomów opowiada odrębną misję, jakiej podejmuje się Toby.
Książka prowadzona jest w narracji pierwszoosobowej, więc można powiedzieć, że ma ona formę wspomnień i rozważań głównego bohatera na temat wypełnianych misji. Rzuca się tu także podobieństwo do innych książek Pani Rice, ponieważ Toby spisuje swoją historię w formie książki, którą chciałby potem wydać. Ten motyw pisarstwa przewija się zwłaszcza we wspomnianych wyżej „Kronikach wampirów”.
Musze powiedzieć, że sam pomysł zarówno na książkę jak i na całą serię jest naprawdę interesujący i wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że chwilami historia staje się bardzo naciągana oraz przewidywalna aż do bólu. Bardzo szybko można się zorientować, kto był trucicielem i jakie motywy nim kierowały. Co do naciągania, to chodzi mi tu przede wszystkim o moment cofania się w przeszłość, do której główny bohater od razu się przystosowuje. I nie chodzi mi tu tyle o mowę, jaką posługują się ludzie w danej epoce, a o zwyczaje tam panujące, z którymi bohater nie ma najmniejszego problemu, chociaż o czasach, w jakich wtedy funkcjonuje, czyta już po zakończeniu całej misji. Więc jak dla mnie taki stan rzeczy jest bardzo mało wiarygodny.
Kolejnym minusem jest to, że, pomimo iż autorka używa prostego języka bez zbędnego patetycznego tonu, to jednak w trakcie czytania ma się wrażenie ciągłego zachwytu nad dobrem i pięknem otaczającego nas świata. Można się nawet wręcz pokusić o stwierdzenie, iż autorka bardzo dosadnie ukazała swoja przemianę duchową. Niestety nie wyszło to na dobre powieści. Ja miałam tego dosyć już po kilku pierwszych stronach.
Podsumowując. Książka jest interesująca i wciągająca, ale zarazem może odpychać. Będzie sporym zawodem dla wielbicieli Anny Rice, którzy pokochali jej pisarstwo za „Kroniki wampirów”, ze mną tak było. Jednak nie oznacza to, że nie sięgnę po kolejne tomy „Czasu aniołów”, kto wie jak akcja się rozwinie. Może, gdy emocje z nowa wiarą trochę opadną to autorka powróci, chociaż trochę do swojego starego stylu pisania.