"Składają się na mnie osobowości, których rozdzielić od siebie nie sposób, tak jakby ołów i złoto, zupełnie inne, a połączone na kartach marzeń, tych średniowiecznych. Więc nieuchronnie dojdzie do prób alchemickich wydestylowania cennego kruszcu, zwieńczonych klęską. Klęska za klęską. Chyba, że w trakcie eksperymentu na jednym z brzegów bezcennej duszy odkryję nagle, iż brak we mnie złota, brak nawet ołowiu, jest tylko niepokój poprzeplatany przez dni jaśniejsze i te ciemniejsze, które przez obłęd brałem za normę. Wtedy już jasno wydzieli się postać starego bankiera - Bernarda Soaresa - który w ucieczce przed prawdą o sobie, zamknie się w ciszy i odda pisaniu Księgi o strachu, o tej materii z której się składa. Będzie się chwytał tych plam na duszy, a między nimi przecież pustynia, więc będzie z wiatrem mknął tak jak wydmy, by po tygodniach zbudzić się w nocy i spisać znowu urywek marzeń. Resztą zaś cyfry w kolumnach, rzędach, codzienność szarej tej Portugalii, gdzie deszcz to katharsis, po którym słońce zaciera ślady. A więc składają się na mnie osobowości. A więc Soares. A więc Niepokój. Zamknąć go w księdze. W Księdze Niepokoju."
Napisałem to po lekturze Księgi, jest to chyba najbardziej adekwatny sposób opisania jej treści. Zdecydowanie polecam ludziom potrafiącym docenić kunszt językowy i nadążyć za jego warstwą znaczeniową. Czyta się ciężko, proponowałbym codziennie jeden lub dwa losowo wybrane fragmenty na ciekawy sen. Oddajmy się zadumie październikowych chmur.