Do ludzi medycyny mam stosunek wręcz nabożny: cenię ich wiedzę, poświęcenie i pasję. Nie przeszkadza mi to jednak narzekać na różnych przedstawicieli tego zawodu, którzy minęli się z powołaniem i nie powinni leczyć nawet zwierząt. Jako zapalona czytelnicza z przyjemnością sięgam po książki opisujące historię medycyny. Systematycznie pojawiają się nowe publikacje w tym obszarze ale niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie jest nieżyjący już niemiecki pisarz i dziennikarz Jürgen Thorwald. Jego książki od zachwycają czytelników na całym świecie, popularyzując wiedzę na temat początków medycyny i opisując postacie, które dzięki swojej determinacji, odwadze i nieustępliwości w dążeniu do celu sprawili, że leczenie ze sztuki tajemnej zmieniło się w naukę rozwijającą się po dziś dzień.
"Kruchy dom duszy" to książka opowiadająca o powstaniu i rozwoju chirurgii mózgu. To historia o pionierach, którzy w oparciu o dziesiątki eksperymentów medycznych prowadzonych zarówno na zwierzętach jak i pacjentach, na tyle odważnych bo powierzyć swe zdrowie i życie w ręce lekarzy odrywających dopiero tajemnice mózgu sprawili, że neurochirurgia jest dziś pełnoprawną gałęzią medycyny. Ryzykowali przeprowadzanie zabiegów i operacji na które wcześniej nikt się nie odważył. Metodą prób i błędów, udoskonalając narzędzia chirurgiczne i nieustannie pracując nad swoim warsztatem, wytyczali kierunek rozwoju neurochirurgii. Nowotwory mózgu i rdzenia kręgowego, choroba Parkinsona czy padaczka to choroby które można dziś leczyć (oczywiście z większą bądź mniejszą skutecznością). Sto lat temu oznaczały one śmierć bądź ogromne cierpienie chorych do ostatnich dni.
W książce tej mamy okazję poznać sylwetki takich lekarzy jak Victor Horsley, Harvey Cushing czy Wilder Penfield i ich walkę o dobro pacjentów. Walkę nierówną bo więcej było porażek i chwil zwątpienia jednak postacie te otworzyły drogę kolejnym pokoleniom do kruchego domu duszy.
Lektura ta, niezwykle ciekawa i napisana jak zawsze z kronikarską dokładnością nie była jednak łatwa. Miejscami przytłaczał mnie ogrom postaci, przypadków chorób, co sprawiało, że traciła koncentrację. Może to "wina" tego, że książkę tę odsłuchałam (w rewelacyjnej skąd inąd interpretacji Marcina Popczyńskiego) a nie przeczytałam. Mimo to szczerze ją polecam.