Czytelnik poznaje historię z punktu widzenia kilku głównych bohaterów. Łatwo dowiedzieć się, kto w danej chwili opowiada, gdyż kolejne rozdziały tytułowane są ich imionami. Jednakże po jakimś czasie zastanawia fakt, że nigdy o wydarzeniach i swoich przeżyciach nie opowiada Willow. Relację zdają jej bliscy, a przypomina to trochę jakby zwracali się do niej w liście. Dodatkowo w fabułę wplecione są przepisy kulinarne, które uatrakcyjniają ten nietypowy styl pisania.
Akcja toczy się szybko, wszystko jest dokładnie dopasowane, brak jakichkolwiek zbędnych zdań. Przypadek Willow zaciekawia zarówno pod względem medycznym jak i prawnym. Dodatkowo czytelnik zostaje świadkiem problemów jej starszej siostry, która ucieka się do wymiotów, samookaleczeń i kradzieży, aby zapanować nad bólem wewnętrznym, spowodowanym brakiem zainteresowania ze strony rodziców, chorobą siostry oraz świadomością, że nie może nic zrobić by jej pomóc.
To, co do tej pory napisałam powinno dać powieści szansę na wysokie noty, więc dlaczego oceniłam ją tylko na 3?
Otóż, całkowicie nie podobało mi się zakończenie. Wyglądało to z jednej strony trochę tak jakby autorka nie wiedziała już, co ma napisać by książka nie skończyła się za dobrze. Z drugiej strony była to także próba potwierdzenia za wszelką cenę pewnej myśli:
"Żyjemy w dużych domkach dla lalek kompletnie nieświadomi tego, ze w każdej chwili może pojawić się wielka dłoń i zmienić wszystko, co nas otacza, wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani."
Moim zdaniem lepiej by było, gdyby Willow zginęła po incydencie w łazience. Wtedy można by to uznać jako karę za zachłanność jej matki, a tak to mamy mniej więcej taki morał: pieniądze nie dają szczęścia, nie zapewniają bezpieczeństwa i nie chronią od przeznaczenia. Jednakże czytając dokładnie doszłam do wniosku, że znając fascynację swojej córki, Charlotte nie powinna puszczać jej samej na dwór, zwłaszcza, że już kiedyś o mały włos nie skończyło się to tragicznie... Zatem zastosowane rozwiązanie akcji w ogóle mi nie pasuje, choćby nie wiem jakie idee przekazywało, pozostaję zbulwersowana i zniesmaczona.
Kolejną rzeczą której zamierzam się czepiać jest rzekoma wielka miłość Amelii i Adama. Można było przewidzieć, że związek na odległość prędzej czy później skończy się zerwaniem, jednak Amelia, która tak potrzebowała swojego chłopaka i w którym miała jedyne oparcie, po krótkim wybuchu żalu i rozpaczy jakoś szybko o nim zapomniała. Nie mówię, że powinna jechać do niego i próbować ratować to, co ich łączyło, w końcu miała dopiero 11 lat, jednak na moje oko dość łatwo się otrząsnęła i zapomniała o całej sprawie. Może szukam dziury w całym, bo tak na dobrą sprawę w tym wieku nie można mówić o poważnych związkach, a dla bohaterów mogła to być tylko zabawa i odskocznia od trudnej codzienności, nie zaś prawdziwe uczucie, jednak jak dla mnie ten wątek był trochę za płaski i zbagatelizowany.
Wiem z wielu źródeł że Krucha jak lód zbiera zazwyczaj same pozytywne oceny i opinie. Zastanawiam się czy tylko ja mam po niej takie przykre wrażenia... Chętnie zapoznam się z Waszym zdaniem na jej temat. Pomimo wad, które dostrzegłam, zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnych poglądów, gdyż powieść jest bardzo dyskusyjna i porusza bieżące tematy natury moralnej.