Podobno motorem do napisania biografii Jerzego Hoffmana, było powstawanie jego filmu „Bitwa Warszawska 1920”. Wówczas, Marta Sztokfisz wiedziona sobie tylko znanymi pobudkami, postanowiła napisać książkę o reżyserze, jego pasjach, problemach, ludziach którzy go inspirują i dla których on sam jest napędem do działania.
W tym celu autorka spotkała się z wieloma znajomymi Hoffamana, jego bliskimi, współpracownikami, kolegami i koleżankami od serca i od wódki, etc.
Autorka biografii Hoffmana, to dziennikarka, autorka scenariuszy filmów dokumentalnych, pisarka („Cena sławy”, „Na huśtawce” „Księżniczka deptaku”) i sądząc po książce „Jerzy Hoffman. Gorące serce”, wielka fanka reżysera. Do tego stopnia, że momentami wręcz bezkrytycznie podchodziła do obiektu swojej adoracji, negatywne cechy charakteru pana Jerzego przedstawiając w pozytywnym świetle. Ten brak krytycyzmu trochę mierził, upodabniając książkę nie do biografii, a hagiografii Hoffmana.
Być może przedstawienie pana Jerzego Hoffmana w pozytywnym świetle, bez wad i skaz, wynikało z rozmów (zawartych w książce z resztą) z ludźmi znajdującymi się w otoczeniu reżysera. Stworzyli laurkę mówiąc o Jerzym Hoffmanie tylko dobrze...Nawet rzeczy, które u innych ludzi uznane byłyby za naganne, czy moralnie niejednoznaczne, tu przedstawiane są jako zasługi, czy jako żartobliwe historie opowiadane z przymrużeniem oka. Trochę to naciągane i irytujące. Bo jeśli Hoffman klnie, to z wdziękiem, on nie pije wódki na umór, on biesiaduje, jeśli niczym furiat wybucha gniewem, to wyłącznie w słusznej sprawie. Przykładów można mnożyć. Dopiero z czasem, autorka dopuściła możliwość (a w zasadzie cień tylko) istnienia maleńkich plam na zacnym i nieskazitelnym charakterze reżysera. I całe szczęście, bo dzięki temu pan Jerzy Hoffman przybrał dla mnie, jako czytelnika ludzką postać, przestając być mitologicznym herosem.
By nie zrozumieć mnie źle – nie chodzi mi o to, by wyciągać brudy z czyjegoś życia, czy deprecjonować kogokolwiek. Nie w tym rzecz i nie tego szukam w biografiach. Chciałam jedynie czytając, spotkać się z osobą z krwi i kości, z człowiekiem, nie z jego legendą. Poznać prawdę na jego temat. Marcie Sztokfisz udało się to prawdę mówiąc średnio. Sposób w jaki postanowiła ukazać wybitnego bądź co bądź reżysera, okazał się mało przekonywający. Przynajmniej mnie. Przykładem niech będzie to, jak autorka rozpływa się nad filmem „Bitwa Warszawska 1920”. Określa film arcydziełem, choć jak wiadomo jej biografia powstawała równocześnie z powstawaniem filmu. Określanie więc czegoś, co znajduje się w fazie produkcji tak dużymi słowami, jest nadużyciem. Nie piszę tego, by się wyzłośliwiać, ale wychwalanie pod niebiosa czegoś, czego prawdopodobnie się nie widziało, bez jakiejkolwiek refleksji, zakrawa na mitomanię.
Pomimo tych kilku cierpkich uwag, pod względem warsztatowym nie mam autorce nic do zarzucenia. Książka napisana jest barwnym językiem, autorka posługuje się interesującymi porównaniami, zestawiając Jerzego Hoffmana chociażby ze zjawiskami przyrodniczymi. Mnóstwo tu zabawnych anegdot z życia reżysera, zasłyszanych od znajomych, przyjaciół (wrogów Hoffman nie ma, jakże inaczej?), często prostowanych przez samego reżysera. To opowieści snute przez ludzi związanych z panem Jerzym, ceniących go i podziwiających, a częstokroć darzących miłością, jaką można darzyć tylko swojego mistrza, swojego guru. To także historie serwowane przez samego mistrza Hoffmana, opowiadającego o swoim pasjonującym i burzliwym życiu, o trudnych latach wojennych, hulankach w okresie PRL-u, miłości do żon, córki. To barwna opowieść snuta o barwnym i nietuzinkowym człowieku, jakim niewątpliwie jest Jerzy Hoffman.