Uwielbiam Panią Renatę Czarnecką, jej talent do zgrabnego łączenia faktów historycznych z fikcją zachwycił mnie już parę lat temu, dlatego każda jej książka to dla mnie prawdziwa literacka uczta. „Dwa królestwa jedna krew” to była dla mnie niesamowita lektura, ponad rok jednak przyszło mi czekać na kontynuację jednej z moich ulubionych powieści historycznych. Na szczęście ten czas szybko zleciał i mogłam z powrotem powrócić na dwa dwory królewskie, ten w miarę stabilny i spokojny w Budzie, jak i ten drugi w Neapolu, nieobliczalny i nieprzewidywalny. „Korona w złocie i krwi” to opowieść o jednym z najpotężniejszych europejskich rodów- Andegawenach, którzy obecni byli nieomal w każdym kraju europejskim. To z tego rodu w końcu pochodziła Jadwiga, żona Władysława Jagiełły, jedna z najbardziej znanych polskich władczyń i kobieta koronowana na króla.
Wyprawa wojenna zorganizowana przez Ludwika Węgierskiego na Neapol nie kończy się sukcesem. Król Węgier wraca w 1348 roku do kraju bez królowej Joanny, którą obiecał matce przywieść, by razem mogli ją ukarać za śmierć królewskiego brata Andrzeja. Jest przybity procesem królowej Neapolu, w którym papież oczyścił ją z wszelkich oskarżeń o udział w zabójstwie swojego męża, przytłoczony chorobami, które zdziesiątkowały mu armię, a kiedy dowiaduje się, że jego żona Małgorzata Luksemburska umarła, jest tak załamany, że tylko matka, królowa Elżbieta jest w stanie do niego dotrzeć. W tym stanie decyduje się na zawarcie pokoju ze znienawidzoną Joanną. Elżbieta zaś postanawia znaleźć synowi kolejną żonę, jej wybór pada na dziesięcioletnią Elżbietę Bośniaczkę. Czy jednak będący w żałobie Ludwik zdecyduje się na poślubienie właściwie jeszcze dziecka? I czy ciągle będzie nalegał na pomszczenie śmierci brata? A może zdecyduje się zwrócić swoje oczy ku Polsce? W końcu jego wuj Kazimierz starzeje się, a ciągle nie doczekał się potomka…. Bratanek jest więc jego jedynym sukcesorem.
Tymczasem w Neapolu zadowolona Joanna obejmuje rządy. Jej mąż Ludwik naciska bardzo na ukoronowanie go również na władce, na co zakochana kobieta w końcu przystaje. Ludwik nie zamierza jednak dzielić się władzą z żoną. Między małżonkami dochodzi do coraz większych awantur, a fakt, że królowa rodzi tylko córki, pogłębia u króla rodzące się szaleństwo. Joanna może właściwie liczyć jedynie na swoją siostrę Marię. Ta jednak ma też wiele swoich zmartwień. Czy rozejm z Ludwikiem Węgierskim pozwoli Joannie odetchnąć i cieszyć się koroną? Czy będzie umiała rozpoznać kto jest wrogiem, a kto przyjacielem? I czy jej małżeństwo przetrwa?
Losy dwóch europejskich dworów, połączone wspólnymi przodkami, nieustannie się przeplatają. I chociaż z pozoru Buda i Neapol różnią się totalnie, to tak naprawdę te dwa miejsca są bardzo do siebie podobne. Pobożną stolicę Węgier i rozwiązły Neapol łączy dążenie do władzy za wszelką cenę, a czasami nawet i po trupach, łączą kobiety silne, umiejętnie lawirujące w świecie polityki zdominowanym przez mężczyzn, a także intrygi, pieniądz, zakłamanie i nieustanna rywalizacja. Pani Renata niesamowicie barwie przedstawia nam sytuację polityczną panującą w tym okresie w Europie. Jeżeli czasami żongluje faktami, to tylko na potrzeby ubarwienia fabuły, która dzięki temu zabiegowi jest niesamowicie wciągająca i nie pozwala się czytelnikowi nudzić. Jej bohaterki są wyraziste, nie boją się wyrażać swoich poglądów, bawią się mężczyznami i umiejętnie radzą sobie w świecie przez nich rządzonym, przy tym potrafią być czułe, kochające i gotowe na wszystko dla dobra swoich bliskich. „Korona w złocie i krwi” to niebanalna powieść historyczna, od której nie sposób się oderwać. Autorka z niesamowitym talentem i gracją zaprasza nas w podróż w dawne czasy, odkrywając przed nami piękno epoki, ale też nie wahając się pokazywać tych złych stron Średniowiecza. Ja jestem oczarowana, zresztą jak zwykle po każdej książce Pani Renaty, bo dla mnie jej styl, talent i taki dar wynikły z zamiłowania do historii sprawiają, że tworzy ona piękne powieści, godne konkurowania ze światowymi dziełami. Ja zawsze w duchu nazywam Panią Renatę „Polską Philippą Gregory”, bo obie piszą dla mnie w podobnym stylu, który trafia prosto w moje serce. I nawet jeżeli musiałam czekać rok na kontynuację, to naprawdę było warto!