Słyszeliście stwierdzenie, że jesteśmy kowalami własnego losu? Że to wszystko od nas zależy i to nasze decyzje doprowadzają nas do pewnych wydarzeń i sytuacji? Zakładam, że spotkaliście się z takimi stwierdzeniami, a być może sami jesteście podobnego zdania. Poglądy są różne. Jest też druga strona naszego istnienia, która może wydać się o wiele bardziej mroczna i nieść ze sobą bezradność lub ulgę. Mowa tutaj o jakimś określonym losie. Nazwijcie to, jak chcecie – Bóg, Fatum, Los, Natura... Wszystko sprowadza się do tego, że podążamy ścieżką z góry zaplanowaną i cokolwiek zrobimy, jest to tylko częścią wcześniej stworzonego planu. Nie ma w tym przypadku miejsca na wyjątki i odskocznie – idziemy według czyiś zamiarów. Osobiście przeraża mnie taka perspektywa i wolę wierzyć, że to ja władam swoim życiem, a moje decyzje są indywidualnym wytworem. Ale kto w rzeczywistości może mieć pewność, jak jest naprawdę?
Pięć osób mających za sobą swoje własne, niepowtarzalne historie. Pięć osób z pragnieniami, marzeniami i uczuciami. Pięć osób wchodzących w dorosłość. Pięć osób kierowanych przez Marinetkarza. Kim on jest? Wiadomo, że ma przerażające, błękitne oczy. Wiadomo, że manipuluje ludźmi. Wiadomo, że za rogiem czeka śmierć. Wiadomo, że... Nie da się go pokonać? Co czeka piątkę nastolatków, którzy chcą żyć według własnych zasad?
Gdy pierwszy raz przeczytałam opis "Marionetkarza", książka wydawała mi się czymś zapowiadającym niesamowitą ucztę czytelniczą. Iskrzyła nadzieja, że stare, tak dobrze nam znane wątki zostaną wykorzystane na nowo, by stworzyć splot niekonwencjonalnych przemyśleń i wydarzeń zmuszających czytelnika do kontemplacji. Tym bardziej że tak krótka historia, bo zawarta ledwie na stu stronach, jest też wyzwaniem i dla samego pisarza, i dla czytelnika. Czy "Marionetkarz" jest potwierdzeniem umiejętności obu stron?
Niestety nie i schodki zaczynają się już na samym początku, czyli na stylu autora. Dominuje w nim sztuczność i brak prostych odniesień. Wszystko jest skomplikowane, więc traci na tym naturalność i najzwyczajniejszy odbiór rzeczywistości. Miałam odczucie, że to po prostu strumień nieskładnych myśli, które chcą znaleźć ujście, ale brakuje słów, brakuje planu, braku wyjścia. Wprowadzało mnie to w stan frustracji. Jednak tutaj nie koniec, bo jako czytelnik nie mogłam poradzić sobie z narracją, co zdarza mi się bardzo rzadko. Nie jestem w stanie nawet określić, czy to narracja trzecioosobowa, pierwszoosobowa... Czy narrator jest wszechwiedzący. Mam wrażenie, że to mieszanka wszystkiego, co jest błędem w przypadku tej opowieści.
Jestem pewna na tyle, na ile mogę być jako czytelnik, że autor za pomocą metaforycznego ujęcia pragnął przekazać swoje myśli i refleksje nad życiem. Uwielbiam taką koncepcję, choć też zazwyczaj okazuje się ona mocno skomplikowana. W przypadku "Marionetkarza" ponownie zawitał chaos, niszcząc wszystko, co miało potencjał i mogło okazać się czymś naprawdę wartościowym dla całej książki. Po przeczytaniu z żalem przyznaję, że nie mam najmniejszego pojęcia, co wydarzyło się w tej opowieści i jaki to miało ostateczny cel.
Bohaterowie nie istnieją w standardowym rozumieniu. Mamy imiona, mamy jakieś dopasowane do nich postacie, mamy jakieś strzępki informacji o tych ludziach, ale ponownie ginie to w bałaganie myśli. Udało mi się utrzymać połączenia pomiędzy postaciami tylko dzięki opisowi na tyle książki. W innym przypadku byłoby to skazane na porażkę. Tutaj ponownie czuję ukłucie żalu, gdyż mam silne przekonanie, że wystarczyłoby tylko w składny sposób przedstawić ich życie i wtedy nagle wszystko nabrałoby sensu i dało temat do głębokich rozmyślań.
No właśnie, temat – jaki jest dominujący wątek w "Marionetkarzu"? Nie wiem, czy zbyt wiele sobie nie dopowiadam, ale to, co było dla mnie dość zrozumiałe, mocno przypadło mi do gustu. Sama postać Marionetkarza wywołała mocną fascynację we mnie. Kojarzy mi się z tym odwiecznym Fatum, które możemy spotkać na przykład w dramacie "Edyp". To mityczny symbol niezmienności naszego losu i naszej małej, ludzkiej walki z tym, mimo braku możliwości powodzenia. Wpłynęło to na mają wyobraźnię i pozwoliło dostrzec tę tematykę jako najlepszą stronę całej książki.
Spodziewałam się o wiele więcej po tej powieści i czuję rozgoryczenie, że moje oczekiwania prawie w ogóle nie zostały spełnione. To potwierdza tezę, żeby nie nastawiać się zbyt pozytywnie do książek przed przeczytaniem. Niemniej nadal głęboko wierzę, że cała historia ma duży potencjał i parę zabiegów stylistycznych pozwoliłoby ujawnić mu się.