Tą książkę powinni przeczytać przede wszystkim pacjenci. Szczególnie ci, co myślą, że nie ma nic ważniejszego nie oni sami. Ubolewam nad tym, że ratowanie życia mimo przysięgi Hipokratesa ma się nijak do tego, co robi strona polityczna konfliktu.
Rachel dzięki swojemu doświadczeniu w dziennikarstwie, ukazuje nam przejrzysty obraz sytuacji w służbie zdrowia. Choć dotyczy ona Wielkiej Brytanii to zdecydowanie większość krajów europejskiej wspólnoty ma z tym ogromny problem. Wydłużające się w nieskończoność kolejki na operacje, zabiegi, a także porady specjalistyczne. Sama wizyta u reumatologa to jakieś pół roku oczekiwania. Na neurologa już około roku. A gdzie jeszcze postawienie diagnozy i leczenie. Najbardziej pokrzywdzoną stroną są oczywiście pacjenci. Nie widzimy sytuacji ze strony pielęgniarek i często słychać negatywny obraz takiej osoby.
Polityczny paradoks polega na wzbudzaniu nadzieji i zwalaniu winy wyłącznie na leniwych i żądnych pieniędzy lekarzy. Z pewnością pamiętacie takie sytuacje, gdy zamykano kolejny szpital, albo gdy człowiek umierał na SORze po kilku dniach. Problem nie polega głównie na wypłatach pracowniczych tylko na ilości tychże osób. Ograniczając finansowanie służby zdrowia, która w Polsce stoi na 8,5 proc. PKB, łatwo popaść w narcyzm. Wszak na polu europejskim skala ta jest dobra. Nie zmienia to jednak faktu, że nie zapewnia odpowiedniej opieki lekarskiej wszystkim potrzebującym pacjentom. Ale wróćmy do książki.
Rachel przedstawia osobiste odczucia, ciekawe historie, specyfikę angielskiego NHS, a także prowadzony przez najniższą linię lecznictwa (pielęgniarstwo) strajk. Pokazuje, że jest to praca, którą trzeba kochać i tak jest, a gorycz wynikająca z rzeczywistości odbija się chcąc nie chcąc na niewinnych pacjentach. Płynność tekstu, zwięzłość opisów, poruszanie trudnych tematów sprawiają, że reportaż czyta się niezwykle szybko. Struktura książki jest bez zarzutu, a sama okładka znakomita. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej, to oczywiście zachęcam was do przeczytania.