Zachwyt to takie oklepane słowo... Ale na jego dźwięk każdy unosi głowę i patrzy z nadzieją... Uwielbiamy, kiedy coś nas zachwyca i chcemy doświadczać takich chwil jak najwięcej. Tego najbardziej szukam w literaturze, a kiedy znajduję „fruwam nad ziemią”. To nie zdarza się tak często, jakbym chciała, ale ostatnio się udało i było cudownie! A to wszystko za sprawą książki „Dworska tancerka”, która poruszyła mnie do głębi i uświadomiła, jak bardzo szukam w literaturze piękna ukrytego w kunsztownie dobranych słowach, w prostocie i szczerości przekazu, w wypływającej z treści dojrzałości, w plastyczności języka, w dźwiękach, które unoszą się nad stronami, w mądrości, która kryje się nawet między słowami, a wreszcie w nostalgii, której nie można się oprzeć. Shin Kyung-Sook po prostu oczarowała mnie tym wszystkim...
Może to zabrzmi dziwnie, ale warto tę książkę zacząć od końca, a konkretnie od posłowia. Tam tłumaczka Ewa Rynarzewska wyjaśnia, że historia głównej bohaterki jest inspirowana prawdziwym życiem koreańskiej dworskiej tancerki Ri Jin. Uświadamia, ile pracy włożyła Shin Kyung-Sook, by dotrzeć do informacji na jej temat. Niestety napotkała wiele przeszkód i nie udało jej zebrać satysfakcjonującej ilości faktów. W związku z tym autorka wzbrania się przed zaklasyfikowaniem jej powieści jako historycznej, mimo że historia zajmuje ważne miejsce w narracji. Poznajemy dzieje Korei, która pod koniec XIX wieku stała się obiektem rozgrywek między Chinami, Japonią, Rosją i mocarstwami zachodnimi. Wiele wydarzeń zostaje przybliżonych w bardzo rzetelny sposób, dlatego trzeba podkreślić ogrom pracy, który wykonała autorka. Muszę przyznać, że to właśnie pięknie zarysowane tło historyczne, które momentami grało nawet pierwsze skrzypce, sprawiło, że ta książka tak bardzo mnie porwała.
Właściwie można powiedzieć, że to historia kobiety zniewolonej. Ri Jin będąc dworską tancerką jest tak naprawdę własnością króla i nie może o sobie decydować. Kiedy jako narzeczona francuskiego konsula opuszcza Koreę i wyjeżdża z nim do Paryża, nadal szuka swojego ja, pragnie zaznać smaku wolności, ale znów staje się całkowicie zależna od drugiej osoby. Niestety wciąż ma wrażenie, jakby była maskotką męża. Paradoksalnie we Francji, czyli wydawałoby się kraju wolności nie czuje się ani wolna, ani sobą, wciąż obserwowana, pokazywana palcami ze względu na swoją odmienność, nie potrafi zaznać spokoju. Jedynie taniec pozwala jej poczuć się szczęśliwą, a z książek czerpie namiastkę wolności. Czy to pozwoli jej odnaleźć szczęście?
Cieszę się, że mogłam poznać fragment historii Korei, jej kulturę, obyczaje, mentalność ludzi. Zobaczyć obraz XIX wiecznej Francji oczami Koreanki. Poczuć zarówno jej zachwyt, jak i rozczarowanie. W tej książce świetnie zostało pokazane zderzenie kultury zachodniej ze wschodnią. Możemy smakować piękno sztuki na wielu poziomach i za pomocą różnych zmysłów. Duże wrażenie zrobiło na mnie uwypuklenie szczególnej roli książek i samej edukacji, związanej nie tylko z rozwojem i poszerzaniem horyzontów, ale również z odkrywaniem w sobie mocnych stron, talentów, a przez to budowaniem poczucia wartości i odkrywaniem własnego ja. Już od najmłodszych lat trzeba pielęgnować w dziecku chęć poszerzania wiedzy, bo ta pozwoli mu wyrażać własne poglądy, a przez to poczuje namiastkę wolności. To ważny przekaz płynący z powieści.
Już dawno nie czułam takiego żalu przewracając ostatnią stronę. Historia Ri Jin pokazuje, że życie to nie jednostajna wędrówka jednym utartym szlakiem. Kroczymy wieloma różnymi ścieżkami na różnych etapach naszego życia. Często nie mamy szansy dojść do celu, podjąć dobrej decyzji lub przewidzieć, co nas czeka tuż za rogiem. Kiedy wspominamy przeszłość, pamiętamy tylko te najważniejsze dla nas momenty, żałujemy niedokończonych spraw, tęsknimy za ludźmi, którzy pojawiali się w różnych okresach naszego życia. Powieść Shin Kyung-Sook to swoista układanka życia, której tak naprawdę nie da się ułożyć do końca, bo będzie brakować wielu kawałków. Czy w przypadku Ri Jin tym najwazniejszym brakującym elementem była wolność, czy też coś więcej? Musicie sami się przekonać!
To moje pierwsze spotkanie z literaturą południowokoreańską oraz Wydawnictwem Kwiaty Orientu i na pewno nie ostatnie! Jestem ogromnie wdzięczna Dianie z bloga Bardziej lubię książki niż ludzi, bo ten pierwszy raz jest dzięki niej! Tłumaczka Ewa Rynarzewska wykonała kawał świetnej pracy! Tak się zachwyciłam treścią, że zapomniałam wspomnieć o wydaniu. Ta okładka jest genialna! Uwielbiam! Sami widzicie, że po prostu musicie sięgnąć po tę książkę!
PS Na koniec fragment, który skradł moje serce: „Uczenie dziecka nie jest jedynym źródłem radości. Przyglądanie się dziecku pochylonemu nad książką może także sprawić radość, podobną do tej, jaką rodzi widok rozkwitających pąków lilii.”