Każdy użytkownik Instagrama wie, że ta aplikacja wciąga bez reszty. Publikujemy zdjęcie, dajemy opis, mnóstwo hashtagów, bo chcemy trafić do jak największej ilości osób i czekamy. Co chwilę sprawdzamy ilość serduszek, komentarze. Odpisujemy. Odwiedzamy osoby, które nam zalajkowały zdjęcie i odwdzięczamy się tym samym. Gdy widzimy, że ktoś nas obserwuje, jesteśmy szczęśliwi. Liczba obserwujących staje się coraz ważniejsza. Staramy się robić coraz lepsze zdjęcia. Dajemy coraz trafniejsze opisy. Staramy się zaprosić czytelnika do dyskusji. a może idziemy już krok dalej i zaczynamy nagrywać na Instastory. Statystyki są coraz bardziej zadowalające. Po pewnym czasie do szczęśliwców zaczynają odzywać się firmy zainteresowane współpracą. Stajemy się Influencerami, robimy to, co kochamy i jeszcze nam za to płacą.
Zabrnęłam za daleko, ja jestem początkującym użytkownikiem Instagrama. Dlatego też z wielką ochotą sięgnęłam po książkę Sarah Frier "Instagram bez filtra. Historia od środka". Miałam nadzieję, że dowiem się o tej aplikacji wszystkiego, że nauczę się co zrobić, żeby osiągnąć sukces. Czy tak się stało? No nie koniecznie.
Już na samym początku przeraziła mnie ilość stron i dość drobny druk. Ale powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B. Zaczęłam czytać. Historia zaczyna się w 2010 roku, kiedy to Kevin Systrom i Mike Krieger uruchamiają pierwszy serwis społecznościowy, w którym zarejestrowani użytkownicy wrzucają swoje zdjęcia. I ruszyła maszyna. Coraz więcej ludzi zaczęło korzystać z serwisu. Serwery z dnia na dzień coraz bardziej się przeciążały. Po jakimś czasie na portalu zaczęli pojawiać się celebryci, którzy automatycznie przyciągali do siebie rzesze fanów. Po dwóch latach w firmie pracowało zaledwie 12 pracowników. Wiedzieli, że w ten sposób nie są w stanie wywindować Instagrama w górę, nie zrobią z niego giganta.
W 2012 roku doszło do sprzedania Instagrama Markowi Zuckerbergowi, twórcy Facebooka za legendarną sumę miliarda dolarów. Na początku Instagram był niezależną częścią. Im więcej ludzi korzystało z niego, tym Facebook zaczął wywierać presję i próbował go zmienić.
Jak to się skończyło, możemy sobie odpowiedzieć, korzystając dziś z Instagrama.
Ciężko mi jest ocenić tą książkę, bo z jednej strony dowiedziałam się wielu bardzo interesujących faktów, a z drugiej strony w niektórych rozdziałach bardzo mnie wynudziła. Cała historia utworzenia Instagrama napisana jest w formie powieści fabularnej, w sposób prosty i uporządkowany. Jednak niektóre wiadomości nie przemówiły do mnie zupełnie, dłużyły się i według mnie były zbyteczne.
I tak jak napisałam wcześniej, nie jest to poradnik, jak korzystać z Instagrama. Jest to opowieść o Dolinie Krzemowej, podejmowaniu trudnych i ryzykownych decyzji, o biznesie i dużych pieniądzach, o walce największych gigantów wśród mediów społecznościowych.