Po przeczytaniu w ostatnim czasie debiutu amerykańskiego pisarza – „Z mgły zrodzonego” – nie miałam najmniejszych wątpliwości, co do tego, że jego najnowsza powieść również zawładnie moim sercem. „Stalowe Serce” skierowana została raczej do młodzieży, lecz nie przeszkadza to ani trochę w tym, aby sięgnęli po nią także starsi czytelnicy. Mroczny, ciemny świat, w którym pojęcie superbohatera jest opozycją do naszego jego rozumienia, w którym nikt nie może czuć się bezpieczny, w którym jedynym ratunkiem okazują się ci, którzy nazywają się Mściciele, spełnia wszystkie elementy fantasy, od którego nie można się oderwać.
Po pojawieniu się dziesięć lat temu na niebie Calamity ludzie zaczynają się zmieniać i wykazywać nadnaturalne, ponadprzeciętne umiejętności. Epicy, jak ich nazwano, nie postanowili jednak stać się superbohaterami, którzy będą chronić ludzkość. Ci herosi najbardziej pożądali władzy, możliwości panowania nad innymi. Przez dziesięć lat Epicy zdołali przejąć władzę nad ludźmi. W mieście Newcago (niegdyś Chicago) rządy sprawuje Stalowe Serce. Ten Epik potrafi kontrolować żywioły i posiada ogromną siłę. Lecz ktoś zna jego słaby punkt – osiemnastoletni David, którego ojca zabił Stalowe Serce. Chłopak nie zdoła wcielić w życie swojego planu unicestwienia Imperatora, jeśli nie namówi do jego realizacji Mścicieli, ostatnich ludzi, którzy walczą ze złymi herosami. Czy uda mu się ich przekonać do walki ze Stalowym Sercem? Czy Profesor i spółka mu uwierzą?
Sanderson podejmuje temat, który jest bardzo na czasie. Uniwersum Marvela się poszerza i choć zdecydowana większość uczestników popkultury zapomina o Stanu Lee oraz nie garnie się do czytania komiksów, przyciąga przed małe i duże ekrany coraz większe rzesze fanów. Jednak przewrotnie nie obdarza superbohaterów potrzebą spełnienia misji, potrzebą ochrony ludzkości. Nie, Epicy to najpodlejsze kreatury, jakie nosiła kiedykolwiek Matka Ziemia. Wielu z nich to mordercy, którzy zabijają tylko dla przyjemności albo po to, by zyskać większy prestiż. Jedyne czego pragną to władza (a jak wiemy, władza to pieniądze) oraz możliwość znalezienia się jak najwyżej w hierarchii Stalowego Serca.
Prawdziwymi superbohaterami w powieści Sandersona okazują się zwykli ludzie. To tak zwani Mściciele, którzy podróżują od miasta do miasta, działając w niewielkich klikach, i zabijają Epików. Nigdy nie biorą się za „płotki”, lecz nie mają odwagi stawić czoła tym najpotężniejszym – Pożarowi czy Władcy Ciemności, a tym bardziej – Stalowemu Sercu. Walczą wyłącznie z tymi, z którymi wiedzą, że mogą wygrać. Dopiero pojawienie się u boku Profesora Davida sprawia, że zaczynają się zastanawiać, czy porwanie się na zamach na Stalowe Serce nie jest tym, do czego powinni dążyć Mściciele. W końcu każdy z herosów ma ukrytą słabość, dzięki której można go zabić, a David jest jedynym człowiekiem, który widział, jak Imperator krwawi.
Podobnie jak w „Z mgły zrodzonym” Sanderson sięga po motyw utraty, a co za tym idzie – długo wyczekiwanej, upragnionej zemsty i pomszczenia ukochanej osoby. David widząc, jak umiera jego ojciec, jak życia pozbawia go sam Stalowe Serce, pielęgnuje swoją nienawiść do Epika przez lata. Zbiera wszelkie możliwe informacje o wszystkich ludziach posiadających nadnaturalne zdolności, a także o tym, których zwą Mścicielami. Jego cała egzystencja toczy się wokół tego, aby pomścić śmierć ojca, zobaczyć znów, jak Stalowe Serce krwawi.
Po raz kolejny Amerykanin wprowadza pewien rodzaj systemu, który funkcjonuje w jego świecie przedstawionym. Poznajemy go dzięki głównemu bohaterowi – David prowadząc przez wiele lat notatki dotyczące Epików wprowadza własną nomenklaturę, lecz po spotkaniu z Mścicielami dowiaduje się, że jest pewna standaryzacja.
Bardziej skierowana do młodzieży powieść o Epikach trafi jednak bez problemu również w gusta dorosłych miłośników fantasy. Sanderson po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem opisów walk i pościgów, który uwielbia wprowadzać nagłe zwroty akcji. W tym zakresie przez lata nic się nie zmieniło – nadal większą część zajmuje dynamiczna akcja (tak samo, jak w „Z mgły zrodzonym”), a przerywniki pozwalające na wzięcie głębokiego oddechu, mają za zadanie lepsze wprowadzenie czytelnika w świat przedstawiony.
„Stalowe Serce” to bardzo filmowa, plastyczna opowieść. Sam temat nieco przewrotny, lecz na czasie, osadzony został w bardzo mrocznej rzeczywistości (jak to u Sandersona bywa). Świat, w którym ludzie mieszkają w podziemiach, w którym nie ma podziału na dzień i noc, na pory roku, w którym na próżno dostrzec można życie flory i fauny.
Często zdarza mi się czytać nocami, ba, nawet całymi nocami, lecz nigdy nie udaje mi się to bez wspomagaczy. „Stalowe Serce” tak bardzo mnie wciągnęło, że pomimo braku energetyka czy kawy, pochłaniałam powieść do wczesnych godzin porannych. Wydaje mi się, że to najlepsza rekomendacja, jaką mogę uraczyć wszystkich miłośników fantasy, a także tych, którzy mają ochotę na mocne wrażenia i szaleńcze tempo akcji.