Tęsknota to nieodłączna część naszego człowieczeństwa. Już od najmłodszych lat zmagamy się z jej potęgą, która potrafi mieć nieskończone granice. Miewa również wiele twarzy – począwszy od tej łagodnej, a zakończywszy na odznaczonej bólem, niosącej złe wieści. I każda z nich chociaż raz nawiedza wszystkich, rozkoszując się swoim drobnym zwycięstwem.
Gregor i cała jego rodzina strasznie tęsknią za mamą chłopca, która z powodu choroby musiała pozostać w Podziemiu. Nastolatek widuje ją jedynie wtedy, gdy udaje się do tamtego świata z powodu treningów prowadzonych przez doświadczonego w boju szczura Ripreda. Jednak to nie zmienia sytuacji tej familii. Na całe szczęście może ona liczyć na panią Cormaci – wtajemniczoną we wszystko sąsiadkę.
Nadchodzi dzień powrotu do Regalii, lecz Gregor i Botka nie robią tego z powodu kolejnej przepowiedni. Tym razem jest to spowodowane zwyczajnym zaproszeniem na imprezę urodzinową kuzyna Luksy. Rodzeństwo nie przeczuwa jednak tego, że zostanie ponownie uwikłane w niebezpieczne sprawy Podziemia. Tym razem będzie musiało pomóc królowej tego świata w odnalezieniu zaginionych chrupaczy, które niegdyś uratowały jej życie. Jedyną poszlaką dla poszukiwaczy myszy są złowrogie, tajemne znaki pozostawiane przez nieznanego sprawcę.
Co jest prawdziwym powodem zniknięcia chrupaczy? Czy rodzeństwo pomoże Luksie rozwikłać tę niezwykle ciężką zagadkę i razem odnajdą zguby? A może czeka ich masa rozczarowań spowodowanych niespodziewanym obrotem spraw? I jak zareaguje Gregor, gdy uświadomi sobie, że po raz pierwszy w życiu... się zakochał?
Podążaj za tajemnymi znakami i pozwól im zrozumieć swój sens.
Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że to już przedostatni tom przygód Gregora i jego młodszej siostrzyczki. Tak łatwo przywiązuję się do fikcyjnych postaci i przedwczesne pożegnanie z nimi może być dla mnie bolesne w skutkach. Tym bardziej, iż na półce już czeka na mnie finalna część Kronik Podziemia, czyli [Gregor i Kod Pazura]. Zanim jednak po nią sięgnę i zaleję się łzami to powrócę do gwiazdy tej recenzji. Czy okazała się lepsza od swojej poprzedniczki? A może nastąpiło kolejne wahanie jakości? Zaraz rozwieję wasze wątpliwości.
„Dzieci... miłość do nich to po prostu coś wyjątkowego”.
Jest mi strasznie trudno przelać wszystkie swoje myśli o tej książce na papier, kiedy do teraz nie jestem w stanie ich okiełznać i poukładać. To w ogromnym stopniu wina Suzanne Collins bawiącej się emocjami czytelników. Ja także nie zostałam pominięta w tym procederze. A przyznam szczerze, że obawiałam się jakości [Gregora i tajemnych znaków]. Wcześniejszy tom sugerował powolne wypalanie się autorki oraz możliwe wyczerpanie nakładu pomysłów. Na szczęście – po raz kolejny – zostałam pozytywnie zaskoczona.
Z niepozornej imprezy urodzinowej wskoczyłam w sam środek walki z czasem wiążącej się z uratowaniem myszy poprzez pozostawiane zewsząd tajemne znaki. Przemieszczałam się po nieznanych i okropnie niebezpiecznych terenach, licząc na łut szczęścia. Także postawiono na mej drodze nieznane wcześniej stworzenia – zwierzęce wizytówki zamieszkujące te odległe tereny. Przez takie niespodzianki nieraz miałam ciarki na plecach! Zaskoczeń było wiele, lecz przy większości z nich prawie uroniłam łzy. Autorka ponownie zadbała o selekcję towarzyszy podróży, przez co przyszło mi się pożegnać z osobami lub zwierzętami, które zdążyły podbić moje serce. Tym razem jednak zadbała o naturalność wiążącą się z bólem po utracie kogoś bliskiego i doskonale to zaakcentowała poprzez naszych bohaterów. Właśnie tego mi brakowało w poprzednim tomie i jak widać udało się nadrobić ten brak, co mnie ogromnie ucieszyło. Nie mogę także zapomnieć o wplecionym w karty książki humorze pozwalającym odetchnąć od trudnych i przepełnionych strachem momentów. Były one zbawienne dla czytelniczych zmysłów oraz doskonale uzupełniały fabułę. Tym samym dostrzegłam dojrzałość żartów, jakby dorastały one wraz Gregorem i młodszymi fanami pięcioksięgu. Także zakończenie nie okazało się do bólu przewidywalne, jednakże mogłabym się przyczepić do kilku rzeczy, lecz nie chcę psuć nikomu niespodzianki.
Przyjemnie jest patrzeć, jak z jedenastoletniego, niepewnego siebie chłopca Gregor przeistacza się w odważnego, gotowego do poświęceń nastolatka. Chociaż jego postawa wymaga jeszcze wiele do życzenia, to jednak nie jestem w stanie go znienawidzić. Wręcz przeciwnie. Pokochałam go niczym młodszego brata, którego nigdy nie miałam i nie jestem w stanie przeboleć jego problemów rodzinnych. Także chciałabym mu pomóc w sprawach sercowych (chociaż jestem w nich ekspertką niczym Kubuś Puchatek w planowaniu diety), lecz mogę jedynie znosić wszelkie utyskiwania chłopca do Luksy i modlić się o jak najszybsze rozwiązanie tej sprawy, bo nam dziecię przestanie myśleć o ważniejszych sprawach.
„Dochować tajemnicy, ukrywać coś, odkrywać tajemnicę, wiedzieć, że tajemnica istnieje i czyha gdzieś tam w ciemnościach – to wszystko było bardzo męczące”.
Tradycyjnie do naszych stałych bohaterów dołącza kilka nowych imion. Początkowo mi się one mieszały i nie ogarniałam kto jest kim, lecz z rozwojem fabuły większość z nich stała mi się bliższa, dzięki czemu lepiej się orientowałam. I jestem ogromnie wdzięczna za to, że żadna z nich nie została wprowadzona tylko po to, by zapełnić pustki po przyjaciołach z wcześniejszych tomów. Każda z nich miała swoją rolę w [Gregorze i tajemnych znakach] i doskonale się z niej wywiązała.
Powracając jednak do naszych stałych towarzyszy to najbardziej podobała mi się postawa Luksy. Dziewczyna, niczym Gregor, przeszła wewnętrzną przemianę, dzięki czemu pragnęłam wielu scen wraz z nią. Imponował mi jej upór w dążeniu do celu oraz chęć dotrzymania słowa myszom, które niegdyś uratowały jej życie. Robiła wszystko, aby nie złamać danej przysięgi, za co zasługuje na ogromny aplauz. Jedynie jedna ze starych postaci prosiła się o szybkie pozbycie się jej, bo strasznie mnie irytowała. Osoby mające tę książkę za sobą zapewne wiedzą o jakie białe ustrojstwo może mi chodzić!
Po raz kolejny w swojej karierze jestem zmuszona opowiedzieć co nieco o kunszcie pisarskim Suzanne Collins, o którym już nie mam prawie co opowiadać, coby się nie wiecznie nie powtarzać. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego talentu, skrzętnie go wykorzystując. Czytając jej książki nie tylko pochłaniamy strony niczym gąbka wodę to jeszcze mamy wrażenie, jakbyśmy sami siedzieli w jej wnętrzu i stali się częścią niej.
[Gregor i tajemne znaki] uświadamia nas, że niekiedy musimy być gotowi przełknąć gorycz porażki i pogodzić się z danym rozwojem spraw. Nie zawsze jesteśmy w stanie dokonać cudu i iść przez życie z dumnie uniesioną głową. Jednakże to nie jest powód, by się rozsypać niczym domek z kart. Każde niepowodzenie powinno stać się naszą motywacją do dalszej pracy. Lecz trzeba pamiętać o zdrowym rozsądku, bo łatwo wpaść w obsesję. A wtedy jest ciężko się wyplątać.
Podsumowując:
[Gregor i tajemne znaki] są nie tylko udaną kontynuacją losów nastoletniego Gregora. To także kupon na dobrą zabawę mogącą cię porwać na wiele wspaniałych godzin. Dlatego też porzuć wszelkie uprzedzenia i zachłyśnij się wspaniałą przygodą pełną niespodziewanych zwrotów akcji i poznaj nietuzinkowych bohaterów. To wszystko zapełni twój umysł i nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć. Jestem tego przykładem.