Katarzynę Gacek znam z dwóch serii, z tej o Agencji Detektywistycznej Czajka, ale to nie była moja pierwsza przygoda z jej twórczością, bo druga to ta o Magdalenie Borowskiej. Kiedyś opowiadałam o tej drugiej, kryminalnej, ale dzisiaj o komedii kryminalnej, która już ósmego marca pojawi się na półkach księgarń, a ja miałam okazję przeczytać ją przedpremierowo dzięki Wydawnictwu Znak. A czy było warto?
Sami przyznacie, że od jakiegoś czasu tych komedii kryminalnych pojawia się całe mnóstwo. Wśród nich są zarówno perełki, jak i totalne chłamy. To oczywiście moja subiektywna ocena, ale na naszym polskim rynku wydawniczym faktycznie, na szczęście, można trafić na dobrze skrojoną komedię kryminalną chociażby w wykonaniu Iwony Banach czy Małgorzaty Starosty. Czy w takim razie Katarzyna Gacek się czymś wyróżnia i jej powieści również są godne uwagi?
"Gra pozorów" to tom drugi i z góry uprzedzam, że mogą pojawić się spojlery w poniższej części recenzji. A to dlatego, że choć można czytać w odwrotnej kolejności, to szczerze polecam jednak zacząć od "Psa ogrodnika" aby wyczuwać pewne smaczki w treści.
Ponownie spotykamy bohaterki z agencji detektywistycznej czyli Gaję, Klarę i Matyldę. Do tej pierwszej zgłasza się agentka pewnej pisarki bestsellerów z błaganiem o odnalezienie kobiety. A ta zniknęła nagle, jak się okazuje, choć powinna przebywać w Milanówku. Zdarzenie zdaje się być dziwne i wręcz pojawia się podejrzenie, że może być to chwyt marketingowy, który miałby podnieść sprzedaż książek. Ale problem polega na tym, że sprawę trzeba potraktować poważnie, bo przecież równie dobrze ktoś mógł kobietę porwać dla okupu lub nawet zamordować.
Aby tego było mało, każda z naszych bohaterek ma własne problemy i zagłębiamy się też w ich życie prywatne, zmartwienia, problemy. Gaja musi się zmierzyć z typowo rodzinnymi kłopotami, Klara również choć tylko z rodzicami. Tylko lub aż, bo chcą poznać jej nieistniejącego narzeczonego. A Matylda z kolei próbuje dogadać się z nowym współpracownikiem.
To taka nietypowa seria, bo agencję detektywistyczną prowadzą kobiety i całość podszyta jest fantastycznym poczuciem humoru, co tylko powoduje, że każdą bohaterkę od razu darzy się sympatią. Tylko z drugiej strony, w życiu bym nie uwierzyła, że w rzeczywistości coś takiego miałoby miejsce i szczerze mówiąc, wątpię aby się dogadała tak różniąca się od siebie trójka kobiet. Bo faktycznie każda z nich jest inna, każda ma swoje życie i problemy, a praca wręcz traktowana jest nieco po macoszemu.
No właśnie, śledztwo, bo to komedia kryminalna więc na wszystko odrobinę przymyka się oko, to jednak nie mogłam się w zagadkę wgryźć. Niby poważnie, bo zaginęła osoba, być może nie żyje, a z drugiej strony podśmiewywanie się, że może zrobiła to specjalnie jako chwyt marketingowy. I właśnie w tym miejscu, niestety muszę stwierdzić, że nie poleciłabym tej powieści osobie, która dopiero chce zacząć przygodę z komediami kryminalnymi, bo nie jest do końca ani komedią, ani kryminałem. Miało być zabawnie, ok, kwestia gustu i poczucia humoru. Są momenty, że wręcz się nad książką wybucha śmiechem, ale dla mnie to o wiele za mało. No i tu pojawia się mój problem, bo poważnie też nie jest i podejścia do rozwiązania zagadki zaginięcia pisarki jest "lajtowe" przez co wydaje się być niepoważne.
Dlatego dla mnie to powieść bardziej obyczajowa z bardzo fajnym poczuciem humoru, ale jako komedię kryminalną bym jej nie skatalogowała. Uważam, że to o wiele za mało na ten właśnie gatunek. Aczkolwiek, jako książka jest warta uwagi i jest naprawdę dobrze napisana przez co wciąga i ma się ochotę na więcej. Czy zatem sięgnę po kolejną część? Tak, choćby traktując ją jako obyczajówkę, ale zdecydowanie sprawdzę co nowego się przydarzy trzem kobietom z agencji detektywistycznej.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak.