Pierwszy tom serii "Gone" wprawił mnie w zachwyt i zdumienie, drugi utwierdził w przekonaniu, że warto było zakolegować się z Michaelem Grantem. Co do trzeciego tomu siłą rzeczy miałam więc spore oczekiwania - i nie zawiodłam się po raz kolejny z rzędu, choć - nie ukrywam - mogło być lepiej.
Na początek krótki zarys fabuły: Sam ledwo się pozbierał po ostatnim spotkaniu z Drake'm. Stał się nerwowy, zasępiony, a na dodatek wyszło na jaw, że ma skłonności do przemocy. Tymczasem w Perdido Beach kryzys z głodem został chwilowo zażegnany. Może i mieszkańcy ETAP-u nie mogą mówić o obfitych posiłkach, ale lepsze skromne jedzenie niż żadne. Wydaje się, że teraz będzie tylko lepiej. Niestety, konflikt między ludźmi a mutantami zaostrzył się i nic nie wskazuje na to, by można go było rozwiązać w pokojowy sposób. Na dodatek w Perdido Beach zaczynają się dziać naprawdę dziwne rzeczy: umarli wstają ze swych grobów, a wśród mieszkańców pojawia się Prorokini, która zaczyna ich namawiać do skoku. Astrid jej nie wierzy. A czy Wy jej uwierzycie?
Zanim przystąpiłam do lektury, słyszałam wiele pozytywnych opinii o tym tomie. Kilka osób pokusiło się nawet o stwierdzenie, że jest najlepszy spośród wszystkich dotychczas wydanych. Cóż, nie wiem jak wygląda sprawa z kolejnymi częściami, bo jeszcze ich nie czytałam, ale ten mogę nazwać najlepszym... gdzieś tak do połowy. Najpierw rzeczywiście był zaskakujący, a wydarzenia, które miały miejsce, wbijały mnie w fotel. Ale potem akcja wyraźnie ustabilizowała się i trzymała stary, dobry poziom serii. Fajerwerków jako takich nie doświadczyłam, co nie znaczy, że nie byłam zadowolona z lektury. Bo byłam.
W tej części przede wszystkim nie mamy już do czynienia z fizycznie odczuwalną, widoczną gołym okiem klęską głodu. Tym razem problem tkwi głębiej - w ludzkiej psychice. Jak wskazuje nazwa tomu, chodzi o kłamstwo, które - moim zdaniem - z założenia ma pomóc, a w konsekwencji szkodzi. Pomysł wydaje się ciekawy, ale mnie nie porwał tak jak głód w drugim tomie. Chyba jednak wolę przyglądać się czemuś, co widać, i myślę, że czwarty tom spodoba mi się pod tym względem bardziej od trzeciego.
Jak już wszyscy wiecie, w książce występuje wielu bohaterów. Ciężko mi wybrać ulubionego, bo każdy z nich wnosi coś do historii i sprawia, że jest wyjątkowa. Bardzo lubię Edilia, który zawsze ma głowę na karku i każdemu pójdzie z pomocą, a także Bryzę, która ma specyficzny sposób bycia, ale przez to nie jest postacią nudną jak, dajmy na to, Quinn, którego jedyną chyba rolą w tej książce jest łowienie ryb. Szczególną uwagę poświęcam zawsze Małemu Pete'owi, bo to od niego wszystko się zaczęło i to on jest w tej serii najważniejszy.
Tak, to Pete jest najważniejszy (i, rzecz jasna, Gaiaphage), nie Sam, czy Caine. Ci dwaj irytują mnie w szczególności - Sam brakiem konkretnych planów, a Caine głupotą i okrucieństwem. Tak samo nie mogę znieść Astrid, która z tomu na tom staje się coraz gorsza, a motyw z Drake'm jest już tak mocno wyeksploatowany, że nie wiem jak przyjmę kolejne tomy z jego udziałem (o ile to, co się działo w tym, można tym udziałem nazwać). Tak skrajne opinie są według mnie dowodem na to, że głównym trzonem fabuły są ludzie. Tak naprawdę nie interesuje mnie przecież historia pojawienia się ETAP-u sama w sobie, lecz sposób, w jaki Pete tego dokonał.
Niewątpliwą zaletą książki jest jej nieprzewidywalność. Akcja i punkty widzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie, więc czasem można się pogubić, co mi akurat sprawia frajdę, bo tak na dobrą sprawę nigdy nie mam pewności, co będzie dalej. Grant potrafi zaskakiwać i świetnie buduje napięcie - nie dość, że trzeci tom czytałam w gorącym okresie tuż przed kolokwium, to nawet podczytywałam go w pracy, bo nie wyobrażałam sobie dłuższych przerw między jednym rozdziałem a drugim. Gdyby nie nudniejsza połowa książki i wnerwiająca mnie na każdym kroku Astrid, byłoby idealnie.
To już kolejna z rzędu część serii "Gone", którą przeczytałam z przyjemnością i postanowieniem, że szybko powrócę do tej historii, zabierając się za następny tom bez większych przerw. Mimo że ta część nie była w moim odczuciu tak dobra jak chociażby Faza druga (lub tak jak obiecały mi osoby od opinii pt.: "najlepsza ze wszystkich"), to i tak z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim zapoznanie się z tą książką.
Ocena: 4,5/6