„Furia rodzi się w Sławie”, to najnowsze dzieło Krzysztofa Koziołka, który na swoim koncie posiada już osiem powieści, jednak kryminał retro jest jego pierwszą książką w tym gatunku. Moim skromnym zdaniem, jest to bardzo udana lektura, która w krótkim czasie znajdzie swoich zwolenników.
„Widok okaleczonego ciała był tak wstrząsający, że asystent kryminalny Anton Habicht w okamgnieniu oprzytomniał, błogość porannego zaspania zostawiając hen, na plaży Śląskiego Morza, skąd na miejscu zbrodni dowieziono go automobilem burmistrza. W ułamku sekundy dotarło do niego, że sielanka urlopu, która jeszcze na dobra się nie rozpoczęła, właśnie definitywnie dobiegła końca.”
Akcja powieści toczy się na przełomie sierpnia i września 1944 roku. 22 sierpnia w Sławie - uzdrowisku położonym nad Śląskim Morzem - zostaje znalezione ciało młodej kobiety. Czternastoletnia Stanisława Derlizka w nocy została zadźgana nożem, jedyny dowód jaki zostaje odnaleziony to...proszek, który wyglądem przypomina mąkę. Jak się później okazuje, rzeczywiście była to mąka. Do zadania zostaje przydzielony asystent kryminalny Anton Habitch, który posiada niemalże zerowe doświadczenie w sprawach przestępczych. W krótkim czasie giną kolejne dziewczynki, okazuje się, że w Sławie grasuje seryjny morderca, a przynajmniej tak twierdzi Habitch. Kolejnym wątkiem w powieści jest hrabina Franziska von Häften, wdowa po Aleksandrze von Häftenie, który zginął na wojnie. Niby kobieta, której tylko kapelusze w głowie, a jednak ukrywa swoje drugie oblicze.
Kim tak naprawdę jest hrabina Franziska? Co wspólnego mają ze sobą czarownice, tajne badania, Zamek Haugwitza, kadeci sławskiej Marine Hitlerjugend, bóle głowy oraz mąka? Tego dowiecie się czytając książkę.
Po przeczytaniu kilku stron przeszło mi przez myśl czy ja przez to przebrnę do końca? Jednak skoro zaczęłam to wypadałoby skończyć. Przyznaję, że początkowo czytanie szło mi bardzo opornie jednak po kilkudziesięciu stronach wdrożyłam się tak bardzo w całą historię, że wręcz nie mogłam się od niej oderwać.
Fabuła książki jest niezwykle intrygująca. Charakterystyka postaci jest dobra, ale nic poza tym. Autor zadbał o detale, bowiem opisy otoczenia były bardzo szczegółowe ( jak dla mnie niektóre aż nazbyt). Ogromnym atutem jest także umieszczenie na początku książki mapy Sławy, z kolei na tyle czytelnik znajdzie Indeks nazw topograficznych. Jeżeli chodzi o oprawę graficzną, to mnie się podoba, ale ilu ludzi tyle opinii. Zakończenie nieprzewidywalne, nasuwa się jedynie pytanie, czy autor zamierza napisać kontynuację historii?
Co jeszcze znajdziecie w książce? Otóż idealne połączenie wartkiej akcji z tłem historycznym, czarny humor, szpiegostwo, potajemne spotkania kochanków, czarownice i wiele, wiele innych.
„- Czy na miejscu zbrodni rzuciło się panu w oczy coś charakterystycznego?
- Cyce – wypalił Reiner.
- Że co?!
- Cyce – powtórzył w zamyśleniu. - Dziewczyna miała pełne, ponętne piersi. Aż by się je chciało pomiętosić. Oczywiście, gdyby żyła – dodał szybko widząc zdumione spojrzenie asystenta kryminalnego. - I oczywiście, gdyby była nieco starsza – doprecyzował natychmiast.
- Nie to miałem na myśli – zazgrzytał zębami.
- Majtki miała podciągnięte – szef żandarmerii wznosił się na wyżyny dedukcji.
- Oh mein Gott… - westchnął głęboko. (...)”
Książkę „Furia rodzi się w Sławie” śmiało można zaliczyć do lektur bardziej ambitnych, które wymagają intensywnego myślenia, tak aby nie pogubić się w całej historii. Polecam ją zwolennikom gatunku. Ogromnie się cieszę, że mogłam bliżej poznać ten tytuł, a tym samym zapoznać się z twórczością autora, bowiem było to moje pierwsze spotkanie z prozą Koziołka. Książka niesamowicie mnie wciągnęła, czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Polecam.