Robert Anson Heinlein uznawany jest za klasyka literatury science-fiction. To pisarz amerykańskiego pochodzenia, autor między innymi „Władcy marionetek” oraz książki „Obcy w obcym kraju”, którą w latach 60. uznawano za „nieoficjalną biblię ruchu hipisowskiego”.
Ja, jako prawie-kompletny tuman jeśli chodzi o książki z gatunku science-fiction, nie słyszałam o panu Heinleinie, chociaż naturalnie tytuł „Władcy marionetek” obił mi się o uszy. Powieść „Friday” jest więc moim pierwszym spotkaniem z tym, podobno klasycznym, pisarzem.
O czym jest ta książka?
Główna bohaterka to zabójczo piękna kobieta imieniem Friday. Ze względu na swoje nadludzkie zdolności jest idealną tajną agentką – dokładniej kurierem. A wszystko przez to, że nie urodziła się jak normalni ludzie. Została bowiem „wyhodowana” w probówce, a następnie wraz z innymi sztucznymi osobami zwanymi SO przeszła wiele kursów w różnych kierunkach.
Po odbyciu jednej z misji zostaje złapana przez wrogów organizacji, dla której pracuje. Gwałcona i torturowana, w końcu zostaje uwolniona przez ludzi swojego szefa i spędza całkiem miłe chwile w szpitalu na rekonwalescencji. Następnie postanawia wziąć zasłużony urlop i odwiedzić rodzinę na Nowej Zelandii.
Rodzina Friday nie jest typowa. Jest to raczej szeroko pojęty związek wielu osób opierający się na wkładzie finansowym, który każdy członek wnosi do rodzinnego budżetu. Tym sposobem Friday ma trzech mężów, kilka sióstr-żon i gromadkę dzieciaków. Dla kobiety rodzina jest wszystkim – tylko tam może poczuć ciepło domowego ogniska, którego w swoim dzieciństwie nie zaznała. Może zajmować się tak prostymi sprawami jak zmywanie, całodzienna opieka nad dzieciakami czy tarzanie się po dywanie z bandą kociaków. Jest gotowa zapłacić każde pieniądze za przywilej przynależności do kogoś.
Rodzina nie wie, że Friday jest sztuczną osobą. Gdy wychodzą na jaw uprzedzenia rasowe jej żon-sióstr, kobieta nie może się powstrzymać przed wyjawieniem prawdy. Doznaje wielkiego rozczarowania, gdy okazuje się, że wszyscy jednogłośnie postanowili, że ma opuścić ich dom i nigdy więcej nie wracać.
Friday nie jest jednak z gatunku tych kobiet, które łatwo się poddają. Szybko znajduje pocieszenie u spotkanego na lotnisku pilota Iana oraz jego bliskich – przyjaciół Betty i Freddie’go, żony Janet oraz Georges’a – mężczyzny, który „projektuje” sztuczne osoby. W ich towarzystwie Friday znów czuje się jak w prawdziwym domu. Ma jednak świadomość, że wolne się skończyło i powinna wracać do szefa i do pracy. Jej zamiary krzyżuje pewien zamach oraz serie ataków, które wprowadzają chaos na całej planecie oraz zamieszkanych ciałach niebieskich.
Kto odpowiedzialny jest za owe ataki? Co chce osiągnąć wprowadzeniem świata w stan wojny? Jaką rolę w tym wszystkim odegra Friday?
Krótki opis na okładce, w kilku słowach przedstawiający główną bohaterkę i sugerujący, jakoby organizacja planowała pozbawienie jej życia w trakcie jednej z misji, jest nieco mylący, gdyż taka rzecz w ogóle nie ma w powieści miejsca. Mam wrażenie, że to nieporozumienie wynika z błędnej interpretacji początkowych wydarzeń.
Czytanie powieści szło mi dość opornie. Przede wszystkim dlatego, że nie miałam pojęcia, czego się tak naprawdę spodziewać i jaki jest główny wątek książki. Mamy tutaj przedstawione przeróżne perypetie Friday – misję, urlop, życie w świece opanowanym przez chaos i częste przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
Nasza bohaterka jest kobietą piękną – sama jednak za taką się nie uważa. Owszem, wie, że posiada niemal idealne ciało i nie waha się wykorzystywać tego faktu, jednak dziwi się, gdy ktoś nazywa ją pięknością. Fakt, że należy do sztucznych ludzi, nieakceptowanych przez większą część ludzkości, sprawia, że ponad wszystko pragnie gdzieś przynależeć – pragnie mieć rodzinę, której nie zapewniło jej pochodzenie.
Warto wspomnieć również o tle powieści – świecie w bliżej nieokreślonej przyszłości, w którym możliwe są kosmiczne wyprawy, a ludzkość już się zajmuje kolonizacją kosmosu. Na naszej planecie wiele się pozmieniało, nie tylko pod względem postępu technologicznego. Stany Zjednoczone już nie istnieją - w miejsce stanów powstały nowe państwa. Oprócz państw terytorialnych są również takie, które wyznaczonego terytorium nie mają, jak choćby wielkie, bogate organizacje. W wielu miejscach została wprowadzona poligamia, rodziny mogą być opierane na wzajemnych umowach. Występuje o wiele większa swoboda seksualna , czego przykładem jest sama Friday, która seks uprawia często i traktuje go, jak normalną potrzebę fizjologiczną, a za różne przysługi lubi dziękować pocałunkami.
Nie wszystkim może się to spodobać, mnie osobiście raczej dziwiło, a czasem wywoływało uśmiech, w przeciwieństwie do sposobu radzenia sobie z gwałtem, jaki mamy zaserwowany niemal na samym początku. Opisy gwałtów nie są zdecydowanie tym, o czym lubię czytać.
Chciałam dla odmiany spróbować powieści stricte science-fiction, dlatego „Friday” znalazła się w moich rękach. Nie wiem, czego tak naprawdę spodziewałam się po tej książce. Owszem, znalazły się tam elementy ciekawe i zabawne sytuacje, jednak efekt wbicia w fotel nie został osiągnięty.