Historia ludzkości pełna jest wstydliwych rozdziałów, o których najchętniej byśmy zapomnieli. Najdelikatniej mówiąc: zdarzało nam się nie popisać, gdy dyskryminowaliśmy, deptaliśmy albo wykorzystywaliśmy odbierając innym podmiotowość lub tożsamość… Na szczęście świat i nasza świadomość, a także poziom wiedzy, wciąż się zmieniają. Z jednej strony ciągły rozwój dał nam możliwość naprawienia błędów, z drugiej lekcję, że nie możemy mieć pewności, że to co dziś uważamy za normalne i dajemy na to przyzwolenie, za dwadzieścia, pięćdziesiąt czy sto lat nie będzie potępiane w czambuł. Nie wiemy, ile razy jeszcze przyjdzie nam zrozumieć, że nasza ograniczona perspektywa pozwalała na to, by ktoś niepotrzebnie cierpiał. Nie mamy pojęcia, ile razy jeszcze okaże się, że odwracaliśmy wzrok od obyczajowego zacofania i kulturowej ciemnoty, nie widząc w nich niczego złego…
Z naszego obecnego punktu widzenia, nie da się już ukryć, że wcale nie tak dawno temu, nie mieliśmy ani krztyny litości. A czy mamy ją dziś? Czy nadal, w większości bezrefleksyjnie, poddani jesteśmy cudzym narracjom i rzekomym normom? Czy może współcześnie pewne przekonania i działania poddajemy wnikliwszej weryfikacji i w porę mówimy STOP?
Niezależnie od tego jak na te pytania odpowiemy: historia i tak nas rozliczy.
***
„Dziwolągi. Historie ludzi wystawianych na pokaz”, to niesamowita książka. Czuła i bezpretensjonalna, na dokładkę z bardzo ważnym przekazem – nie tylko o cenie odmienności, ale także o tym, jak inność rezonuje społecznie. Joanna Zaręba, skupiając się na życiorysach freaków, opowiada nam historie osób odrzuconych, wyszydzanych, odzieranych z człowieczeństwa, dla których jednym azylem i sposobem na przetrwanie było sprzedawanie swojej inności tym, którzy chcieli się na nią gapić. Większość przedstawionych nam w książce losów ma tragiczny wydźwięk. Tylko nielicznym z „cudów natury” udało się z czasem zostać genialnymi performerami, jak np. Olbrzymi Daniel Lambert, pozbawiony nóg Johnny Eck, który dysponował niebywałymi zdolnościami manualnymi lub bezręki Charles Broton Tripp, który stopami potrafił zdziałać więcej (kaligrafia, rzeźbienie, golenie brzytwą) niż niejeden całkowicie sprawny człowiek rękami. Reszta, albo z pokorą znosiła swój los wystawianych na pokaz dziwadeł, by pomimo odmienności, jakkolwiek na siebie zarobić, albo z kretesem przegrywała staracie z rzeczywistością, jak np. Saartjie Baartman, czyli kobieta o olbrzymich pośladkach, która z racji pochodzenia nigdy nie miała możliwości wyboru swojej życiowej drogi.
Obok sporej dawki rzetelnej wiedzy, w „Dziwolągach” gości rozgoryczenie i smutek. Autorka wszak upomina się w nich o głos wykluczonych, słabszych, wyzyskiwanych i marginalizowanych. Przypomina czytelnikowi, że opisani tutaj: wilkołaki, brakujące ogniwa, brodate kobiety, bliźnięta syjamskie, giganci, półludzie, ludzie ptaki, ludzie szkielety i dziwy z zza mórz, traktowani jak meble (Ossifield Man), popychadła, atrakcyjny element kolekcji (Lionel, Człowiek Lew) i czyjaś własność, to byli wciąż przede wszystkim LUDZIE. Mający uczucia i marzenia, zniszczone przez to, że ich ciała fetyszyzowano ze względu na ich nienormatywność. No i oczywiście dlatego, że ktoś znalazł w tym lukratywny interes…
Z czasem, rozwój medycyny, pomocy społecznej i zwiększenie świadomości na temat niepełnosprawności, położyły kres urągającym godności pokazom. Zmiany nie dla wszystkich były jednak łatwe. Bo owszem, dla jednych skończyło się piekło i odetchnęli z ulgą, ale inni bali się, że nawet ta namiastka normalności, którą zapewniało im towarzystwo podobnych sobie, bezpowrotnie przepadnie. Najgorzej wyszli na tym oczywiście menadżerowie „cudkaów”, którzy napychali sobie kieszenie ich kosztem – bo nie czarujmy się, większość ich „podopiecznych”, głównie tych z ograniczeniami intelektualnymi, schorowanych i nie mających smykałki do biznesu i negocjacji, dostawała zaledwie ułamek tego, co wielcy impresario zarabiali na biletach.
Zbiór żywotów „wybryków natury” Joanny Zaręby, to szokująca i fascynująca lektura, otwierająca oczy i zmuszająca do refleksji. Dlatego też na zakończenie chciałabym podkreślić, że historyczne oddalenie perspektywy nie powinno skłaniać nas do nabierania dystansu do tego co w „Dziwolągach” przeczytaliśmy. Nie pozwólmy na to by przeświadczenie o postępie kulturowym i społecznym, zamydliło nam oczy. Nie dajmy się złudzeniu wdzięczności za czasy w jakich żyjemy. Bądźmy czujni, a zamiast postępującej znieczulicy, rozwijajmy w sobie empatię.