Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, za siedmioma dolinami… znajdowała się wcale nie taka zwyczajna kraina… Tam właśnie będą rozgrywać się wydarzenia z debiutanckiej „Baśni o dębowym sercu” Artura Jasińskiego. A ja po tę lekturę sięgnęłam dlatego, że brakowało mi ostatnio bajkowych klimatów idealnie nadających się do wprowadzenia mnie w pogodny stan relaksu.
W zapomnianej już przez wielu krainie istniała sobie dziwna wioska. Dziwna z kilku powodów. Nie rosły wokół niej ani lasy, ani nawet krzewy czy inne rośliny. Za każdym razem gdy padał deszcz, woda momentalnie znikała jak zaczarowana i znowu nie było szansy na zbiory. Kolejnym dziwem był rozłożysty dąb. Tkwił on sobie samotnie niedaleko wioski mimo wszechobecnej suszy i napawał mieszkańców przerażeniem swym ogromem, dlatego nadali mu nazwę Straszny Dąb. Następnym dziwem była studnia w wiosce, która wbrew niesprzyjającym okolicznościom i ku zaskoczeniu wszystkich nadal wypełniona była wodą, dzięki czemu trzymała mieszkańców przy życiu. Jednak gdy już wszelkie zapasy żywności były na wyczerpaniu, ze smutkiem uznano, że trzeba opuścić wioskę i udać się w poszukiwaniu lepszego miejsca na dom. Zanim jednak tak się stanie, mieszkańcy powinni dać sobie ostatnią szansę i wykonać misję wymagającą nie lada odwagi, czyli porozmawiać ze Strasznym Dębem, chcąc poznać jego tajemnicę – czemu mimo braku wody nadal stoi i wzbudza trwogę wśród mieszkańców. Wykonania tego zadania podjął się mały Antek. Tak oto zaczyna się historia, która zaprasza nas do świata magii, zaklęć i cudownych wydarzeń.
Jak na prawdziwą baśń przystało, znajdziemy tu niemal wszystkie jej charakterystyczne cechy. Niech wspomnę choćby walkę dobra ze złem, przy czym dobro zwycięża, bo przecież inna wersja nie wywarłaby na czytelniku edukacyjnego wrażenia, zwłaszcza że w tym przypadku bajka kierowana jest do młodego odbiorcy a jej celem jest pokazywanie i utrwalanie słusznych wzorców etyczno-moralnych. Mamy szlachetnych i złych bohaterów. Nie brak cudownych zdarzeń, przedmiotów o nadnaturalnej sile czy właściwościach. Są też czary i zaklęcia. Jest wymowna symbolika i nieskomplikowana akcja. Jest jednak coś jeszcze. Coś, co sprawia, że słuchając tej opowieści z łatwością wczuwamy się w atmosferę wydarzeń, z zaciekawieniem towarzyszymy Antkowi podczas trudnej wyprawy, niemal cierpnie nam skóra w niebezpiecznych momentach, razem z nim się martwimy, razem z nim cieszymy. Niezauważalnie w trakcie lektury doznajemy niezwykłej metamorfozy – przestajemy być poważnymi dorosłymi, zrzucamy maski i niczym kilkulatkowie śledzimy losy dziarskiego Antka w wyczekiwaniu, co też tam jeszcze mu się przytrafi. Uczestnicząc w takich przygodach, odzywają się gdzieś głęboko ukryte dziecięce emocje, które zbudzone ze snu zaczynają powoli nabrzmiewać. wyzwalając w nas pozytywne fluidy. Skoro sami dajemy się tak łatwo porwać do świata magii, pomyślcie tylko, z jakimi wypiekami na twarzy może przeżywać Antkowe wyprawy maluch, który będzie ich słuchał.
„Baśń o dębowym sercu” to klasyka gatunku w nowej odsłonie, do tego także inspirująco ilustrowana przez Pawła Kasperka. Kolorowe obrazki przedstawiają wybrane sceny z baśni i mogą stać się miękkim wprowadzeniem do dyskusji również na inne tematy, doskonale bowiem rozbudzają dziecięcą wyobraźnię. Na stronach zastosowano też zgrabną ornamentykę z motywem liści dębu, a stylizowana, duża i czytelna czcionka uprzyjemnia czytanie. Wszystko to sprawia, że czytana kojącym głosem kogoś bliskiego „Baśń o dębowym sercu” toczy się rytmem wyznaczanym przez łagodny szmer liści króla drzew, które raz ledwo słyszalnie szumią, innym razem podrywają się do wirującego tańca z kolegą wiatrem. Niosą nas jednak bezpiecznie, bo za tarczę ochronną bohater ma dobre intencje, szczere oddanie, odwagę oraz magiczne moce. W starciu z nimi wszelkie zło, chciwość i niesprawiedliwość nie mają szans.
„Baśń o dębowym sercu” ma – znowu jak na baśń przystało – swoje czarowne piękno. Niech ten urokliwy dar zostanie z nami jak najdłużej – nie tylko na czas czytania bajek, klechd czy legend, abyśmy nasze z życia wzięte historie także mogli kończyć słowami… i żyli długo i szczęśliwie.