Prześladowanie rówieśnicze to problem, z którym zetknęła się chyba większość z nas. Jedni padli ofiarą tego zjawiska, inni je zaobserwowali, a jeszcze inni jedynie o nim usłyszeli. Nie znajdzie się jednak raczej osoba, która nie miała z tym żadnej styczności. Dzieciaki, które przez swoją inność są doprowadzane drwinami, wyśmiewaniem i biciem do granic własnej wytrzymałości. Koszmar. Piekło na ziemi. Bycie sobą, bycie wyjątkowym oznacza wykluczenie ze społeczeństwa. Ludzie nie lubią inności i tępią takie osoby. Ale co się wydarzy, gdy ofiara stanie się myśliwym, a jej bronią wcale nie będą pięści, ani słowa, lecz coś znacznie bardziej druzgocącego?
Peter Houghton był prześladowany odkąd właściwie pamięta, od swojego pierwszego dnia w przedszkolu, gdy starszy chłopak wyrzucił przez okno jego pudełko z drugim śniadaniem. Początek pasma wyśmiewań, bicia i upokorzeń, ciągnącego się przez ponad dziesięć kolejnych lat. Chłopiec miał tylko jedną przyjaciółkę, Josie Cormier. Jego jedyne oparcie, stały punkt we wszechświecie. Dwoje odludków, którzy mają jedynie siebie. Na przyjaciół zawsze można liczyć, czyż nie? Otóż... Niekoniecznie. Josie porzuca Petera, na rzecz elity. Teraz jest jedną z najpopularniejszych osób w szkole, chodzi z największym przystojniakiem i oczywiście przechadza się korytarzami z grupką dziewcząt, z których każda wygląda identycznie.
Peter tymczasem, pozostawiony sam sobie, pogrąża się we własnym świecie. Dla niego wszystko zmieniło się tylko na gorsze, po szkole krąży plotka, że jest gejem, a poza tym ktoś upublicznia jego list do Josie.
Kiedy chłopak ma już siedemnaście lat, coś w nim pęka, aż dziw, że dopiero wtedy. Pewnego poranka przychodzi do szkoły, z plecakiem wypakowanym bronią. Dziewiętnaście minut. Tyle zajmuje mu zemsta na prześladowcach. On jest sędzią i katem. Zmienia spokojne miasteczko na zawsze.
Zostaje postawiony przed sądem za ten masowy mord. Josie jest świadkiem okrutnym wydarzeń, lecz zeznaje, że nic nie pamięta. Z kolei jej matka, sędzia Alex Cormier, przewodniczy procesowi. Rodzice Petera próbują doszukać się swojej roli w tym wszystkim. Myślą, jaki błąd popełnili. Co popchnęło chłopaka do ostateczności? Co naprawdę wydarzyło się w budynku liceum? Co widziała Josie? Dlaczego Matt Royston jako jedyny oberwał dwiema kulami? Dlaczego Peter cały czas strzelając z jednej broni, oddał z drugiej jeden, jedyny strzał?
Jodie Picoult jak zawsze poruszyła temat trudny i kontrowersyjny. To jeden z głównych powodów, przez które sięgam po jej powieści. Bo są okrutnie wręcz prawdziwe. Tak jest i w tym przypadku.
Książka zajęła mi jednak nieco więcej czasu niż zazwyczaj bywa przy twórczości tej autorki. Chwilami odnosiłam wrażenie, że jest rozwleczona do przesady. Kilkakrotnie odkładałam ją na półkę, zanim dokończyłam. Nie znaczy to, że nie jest wciągająca, ale nie pożera się jej w takim tempie jak chociażby "Bez mojej zgody".
Siłą tej autorki są portrety psychologiczne postaci, szczegółowe i wielowymiarowe. Ludzie idealni nie istnieją, tak jak nie istnieją ludzie bez sekretów. Zagłębiamy się w psychikę bohaterów, co w niektórych chwilach staje się dość przerażającą podróżą. Bo jak może czuć się chłopak, który by prześladowany całe swoje życie tak intensywnie, że posunął się do czegoś takiego? Doprowadzony na cienką granicę utraty zmysłów. Dlaczego nikt nie zorientował się wcześniej w sytuacji? Całe otoczenie miało na oczach klapki, z rodzicami Petera włącznie. Nie dostrzegli nawet, że starszy brat, który powinien był go bronić, osobiście go pogrążył.
Układ treści nie ulega zmianie, w porównaniu do poprzednich książek. Raz teraźniejszość, raz przeszłość, do momentu, aż zbiorą się we wspólnym punkcie. Plus jest taki, że od około połowy tej niezbyt cienkiej książeczki, przestajemy ją odkładać, bo nareszcie wciąga tak jak powinna, aż przepadamy w historii, która ze strony na stronę, staje się bardziej dramatyczna.
Jak zawsze Picoult doskonale oddała realia toczącego się śledztwa, a także amerykańskiego sądownictwa, które jak wiadomo znacznie różni się od znanego z naszego własnego podwórka. Pomimo, że to już któraś książka tej autorki, którą czytam, nadal czerpię przyjemność z poznawania mechanizmu procesów. Przepadam za powieściami, których akcja rozgrywa się na sali sądowej. Dopiero tam możemy poznać prawdę. Tę najczystszą, bez matactw.
Pojawia się i wątek miłosny, ale między kim zachodzi ta relacja, przekonacie się tylko, jeśli postanowicie przeczytać. Warto też napomknąć, że adwokatem Petera jest Jordan McAffe, znany już czytelnikowi z "Czarownic z Salem Falls" oraz "Karuzeli uczuć". Te trzy powieści należy czytać w kolejności chronologicznej, żeby nie stracić żadnych smaczków.
"Dziewiętnaście minut" to książka o dużym, bardzo trudnym do rozwiązania problemie oraz tragicznych skutkach jakie może ze sobą nieść. Warto ją przeczytać chociażby z tego powodu, a jest ich przecież o wiele więcej. Jak najbardziej polecam.