Czy można uniezależnić się od piorunów? Mia Price może. I wcale nie chodzi tu oglądanie ich na niebie podczas burzy. Nie. Chodzi o uderzenia pioruna. Mia jest piorunoholiczką i kocha, gdy choć jeden w nią uderzy. Kocha tę moc, którą odczuwa, gdy siła pioruna rozchodzi się po jej ciele. Uwielbia je, bo dają jej poczucie, że żyje. I nie przeszkadza jej to, że czasem ją zabijają. Nie, ona je kocha. Mimo, że pozostawiają na jej ciele czerwone blizny, które nie znikają. Jednak to nie jedyna negatywna (?) rzecz związana z siłą piorunów. „Ślady” pozostawione przez nie w ciele Mii potrafią odezwać się w sytuacjach stresowych i nerwowych. Co przynosi dziewczynie wiele kłopotów.
„Nazywam się Mia Price i jestem żywym piorunochronem. (…) Nazywam się Mia Price i jestem piorunoholiczką.”
Mia, po wydarzeniach w starym mieście, razem z rodziną przeprowadza się ona do Los Angeles, miasta gdzie burze zdarzają się niezwykle rzadko. Los Angeles nawiedza ogromnie trzęsienie ziemi, które niszczy miasto niemal doszczętnie. Wiele osób ginie, reszta albo mieszka w swoich zniszczonych domach, bądź na plaży w namiotach. Centrum miasta to ruina zwana Rumowiskiem, miejsce gdzie znalazło się epicentrum trzęsienia. Wszystkie budynki rozsypały się, jak domki z kart. Oprócz jednego. Na samym środku nadal stoi niezniszczony budynek zwany Wieżą, który nie raz i nie dwa będzie głównym miejscem akcji. A burza zbliża się do miasta. Zostały tylko trzy dni.
„A jak mówi piosenka, nigdy nie pada w południowej Kalifornii. Ale mówi też, że jak już leje, to leje.”
Mia czuje w całym ciele zbliżającą się burzę. Jednak nie tylko ona jest problemem. Po trzęsieniu ziemi w mieście pojawiają się dwie grupy, które starają się zebrać, jak największą liczbę osób. Jedną z nich są Wyznawcy - grupa Proroka, który straszy ludzi zbliżającym się końcem świata i potępieniem. Druga grupa to Tropiciele, którzy wierzą w przepowiednie o dziewczynie, która przechytrzy koniec świata. Obie grupy mają niezmierzoną siłę rażenia i zrzeszają coraz to większą liczbę mieszkańców Los Angeles, którzy przerażeni ostatnimi wydarzeniami są w stanie uwierzyć we wszystko co jest im mówione. Obie grupy skrywają tajemnicę i bronią swoje sekrety. Obie grupy pragną mieć Mię na wyłączność. Jednak ona sama nie jest przekonana ani do jednej grupy ani do drugiej. Wręcz jest im przeciwna. Ale czasem mały szantaż czy kłamstwo…cóż…Mia nie będzie miała łatwo. A do tego pojawia się tajemniczy chłopak. Tak, Jeremy skrywa nie jedną tajemnicę.
„Myślałam…nie wiem, że jeśli cię tu ściągnę, wszystko ci się poukłada w głowie i zaakceptujesz swoje przeznaczenie.”
Dziewczyna, którą kochały pioruny podzielona jest na trzy części, które odliczają dni do burzy. Każda część przynosi nowe wiadomości, które potrafiły zaskakiwać. Czytało się ją bardzo przyjemnie i wciągnęła mnie od pierwszych stron. Sam pomysł intrygujący i bardzo dobrze opisany, a następnie rozszerzony na kolejne strony. Bardzo dobry motyw religijny i fascynująca wizja końca świata zapoczątkowana trzęsieniem ziemi. A rozwinięcie tego właśnie wątku z końcem świata i jego zakończenie bardzo nieoczekiwane, zupełnie inne niż się tego spodziewałam. Przyznam, że jestem mile zaskoczona tą książką. Oczywiście po przeczytaniu opisu czułam, że będzie ona bardzo dobra, gdyż spodobał mi się pomysł dziewczyny uzależnionej od uderzeń piorunów. I się nie zawiodłam. Plus za narrację, która sprawiła że niezwykle przyjemnie krążyło się po kolejnych stronach książki. Kolejny plus za rozwinięcie akcji, które przyniosło dużo emocji i zaskakujących zwrotów akcji. A zakończenie…dające nadzieję na kolejne, równie dobre części.
Ocena: 9/10.