„Dziesięciu Murzynków”, których przypominamy właśnie polskiemu Czytelnikowi, to jeden z najbardziej znanych i lubianych kryminałów mistrzyni tego gatunku literackiego.[..]”
Tej treści notę możemy przeczytać wziąwszy do ręki egzemplarz wydany przez wydawnictwo ISKRY. Osoba opisywana przez nich słowami „mistrzyni tego gatunku literackiego”, to jak się domyślacie Agatha Chrisite. Na tejże okładce czytamy:
„Urodziła się we Francji [..], podczas pierwszej wojny światowej pracowała w szpitalu, gdzie z upodobaniem czytywała powieści detektywistyczne jako „idealne lekarstwo na smutki”. Agatha Christie nie bez powodu zyskała miano „królowej zbrodni”. [...] Stworzyła niezapomnianą kreację Herkulesa Poirot [...], najpopularniejszego detektywa od czasów Sherlocka Holmesa”.
Szczególnie zaintrygował mnie epitet „królowa zbrodni”. Czy słusznie nadano jej taki przydomek? Postaram się do tego ustosunkować po lekturze wcześniej wymienionych „Dziesięciu Murzynków”.
Tytuł dość „dziecinny” i jednocześnie zaskakujący. Został zaczerpnięty z dziecięcego wierszyka o tychże murzyniątkach, który przewija się przez całą książkę, co jakiś czas dając o sobie znać, w dość specyficzny sposób. Akcja powieści rozgrywa się, tutaj po raz kolejny przewija się znana nam nazwa, na Wyspie Murzynków. Oddalonej od lądu wysepce, która swym kształtem przypomina twarz czarnoskórego mężczyzny z dość obfitymi wargami. Jak przystało na tę formę przyrodniczą, dostać się można na nią jedynie drogą morską, ale to także jest ograniczone ze względu na trudności w przybiciu do jej brzegów, jak również nieujarzmione „kaprysy Posejdona”.
Bohaterami powieści jest grupka osób, w liczbie dziesięciu – ośmiu mężczyzn i dwie kobiety. Skupisko na pierwszy rzut oka zupełnie losowe, których ścieżki życia w pewnym momencie się krzyżują, a punktem przecięcia jest owa Wyspa Murzynków. Każde z nich otrzymuje czy to list, czy zaproszenie do odwiedzenia tego miejsca, które z jasnych przyczyn wydaje im się znane, gdyż w niedalekiej przeszłości w gazetach głośno było na jej temat. Nadchodzi czas gdy dziesięcioro, nieznanych sobie wówczas osób, stawia pierwsze kroki kierując się do willi, położonej na malutkiej wyspie. Wyspie która ma odmienić całe iż życie. Czy są na to przygotowani? Czy los będzie dla nich łaskawy, czy też przygotował masę psot i figli? Te i inne pytania zostają w pewien sposób rozwiązane już na wstępie do powieści, ale czy wszystko jest tak jasne i klarowne jakby się wydawało na pierwszy rzut oka? Na to musisz sobie sam odpowiedzieć.
Książka nie należy do kategorii „opasłych”, a do tego jej akcja toczy się wyjątkowo szybko, przemieszczając się galopem z jednej sytuacji do następnej, tym samym nie dając ani chwili do wytchnienia. Czy to źle? Ależ skąd. Agatha Christie przygotowała dla nas potężną dawkę kryminału, który niczym kalejdoskop zmienia się z każdą sekundą, zaburzając tworzoną przez nas wizję. W momentach gdy dosłownie jesteśmy pewni co się stanie, tudzież mamy święte przekonanie że udało nam się ogarnąć całą fabułę, dostajemy solidnego kopniaka, który uzmysławia nam, że wróciliśmy do punktu wyjścia i zabawę trzeba zacząć na nowo. Czy jesteśmy z tego powodu zawiedzeni? W żadnym wypadku! Każdą kolejną stronę czytamy z zapartych tchem, powstrzymując się przed pokusą spojrzenia na ostatnią kartkę, by choć przez chwilę rzucić okiem na zakończenie. Nigdy dotąd ta pokusa nie była tak silna!
Powieść napisana jest lekkim językiem, a krótkie rozdziały, albo raczej akty, zawierające niekiedy dosłownie kilka zdań, umilają lekturę, przenosząc akcję z jednego bohatera na drugiego. W całej gamie niejasności i zagadek, które wciągają nas na dobre, ciężko zwrócić uwagę na charaktery bohaterów. Ich osobowości zostały uzależnione od pracy, zajęcia które wykonywali. Zamiast konkretnych postaci, posiadających złożoną budowę emocjonalną, widzimy raczej profesje, ubrane w ludzkie imiona i zachowujące się tak jak przystało na przedstawicieli danych zawodów. Tak właśnie zamiast Macarthura widzimy rasowego żołnierza, a zamiast Armstronga – młodego lekarza. Czy ten zabieg jest jak najbardziej na miejscu? Być może, gdyż pozwala nam w pełni skupić się na głównym wątku, od którego odbiegamy jedynie w sytuacjach, w których wspomnienia, tudzież przeszłość bohatera ma nam jedynie pomóc w dalszej lekturze. Z drugiej jednak strony "Dziesięciu Murzynków" i ich fabuła dają niesamowite możliwości jeśli chodzi i grę charakterów. Sytuacje, w których niejednokrotnie znajdują się bohaterowie powinny bez najmniejszych trudności odcisnąć piętno na ich życiu i poważnie wpłynąć na sposób postrzegania świata. Czy tak się dzieje? Poniekąd tak, ale potencjał był znacznie większy i grzechem było nie czerpać z niego garściami.
Podsumowując, Agatha Christie, zwana „królową zbrodni”, w książce „Dziesięciu Murzynków”, pokazała swój kunszt pisarki. Czy w pełni? Tego nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić. Powieść o dziecinnym tytule po kilku pierwszych stronach urasta w naszych oczach do rangi solidnego ”kryminału”, albo „kryminału podróżnego”. Określenie to dotyczy raczej objętości powieści, aniżeli potencjału. Książka napisana przyjemnym językiem, pełna dialogów i licznych zwrotów akcji jest idealnym tytułem do rozpoczęcia przygody z kryminałami.
[wcześniej opublikowano na:
http://maestermaks.wordpress.com/]