Mroczna, klimatyczna, wciągająca czytelnika w świat współczesnych problemów i zjawisk z którymi coraz częściej zmuszeni jesteśmy stawać twarzą w twarz. Taka jest najnowsza powieść Camilli Grebe "Dziennik mojego zniknięcia".
Swego czasu skandynawskie kryminały były synonimem rozrywki na najwyższych poziomie. Fascynowały czytelników gęstą atmosferą, realistycznymi scenami zbrodni, często komentując bieżącą sytuację społeczna i polityczną w danym kraju. To były opowieści z drugim dnem. Mówię były bo ostatnimi czasy ten specyficzny klimat gdzieś się rozmył. Pojawiło się mnóstwo kiepskich książek których autorzy zbijali czytelniczy kapitał tylko na tym że pochodzili ze Szwecji, Danii czy Norwegii. Jakość ich publikacji zostawiała dużo do życzenia.
"Dziennik mojego zniknięcia to powrót do korzeni, do najlepszych tradycji skandynawskiego kryminału. To opowieść o zbrodni, ludzkich namiętnościach i tajemnicach które, mimo iż głęboko skrywane, z czasem zawsze wychodzą na światło dzienne.
Przed laty grupa nastolatków w trakcie imprezy w lecie odnajduje szkielet małej dziewczynki. Wtedy nie udaje się ustalić jej tożsamości. Po latach ta "zamrożona sprawa" powraca. Do małego Ormbergu przyjeżdża zespół śledczych ze Sztokholmu który ma za zadanie ustalić do się stało przed laty. Jest wśród tej grupy psycholog sądowy Hanne, kobieta która ukrywa przed wszystkim że choruje na demencję. Pewne dnia ona i jej partner (zarówno w życiu jak i w pracy) znikają. Gdy Hanne udaje się po krótkim czasie odnaleźć ta nic nie pamięta. Nie ma przy sobie dziennika w którym zapisywała każdą rzecz którą robiła w ciągu dnia. A bez niego nie jest w stanie odtworzyć tego co się przydarzyło jej i Peterowi który zapadł się pod ziemię.
Grupa śledcza ma przypuszczenie że te wypadki mają bezpośredni związek z prowadzona sprawą. Znalezienie dziennika Hanne staje się priorytetem ten jednak wpada w ręce miejscowego nastolatka który też ma swoje tajemnice.
To na młoda policjantkę Malin, która pochodzi z Ormbergu i zna wszystkich jego mieszkańców spadnie ciężar rozwiązania obu spraw. Nie przypuszcza ona jednak, że i w jej rodzinie są tajemnice strzeżone od lat a poznanie prawdy będzie bardzo bolesne.
To książka która oprócz zagadki kryminalnej stawia też pytania o naszą otwartość i tolerancję wobec uchodźców którzy licznie przybywają do Europy. Ten temat i jego rozwinięcie to bardzo istotny element tej książki. Autorka omawia temat z wielu aspektów i bez zbytniego moralizowania.
"Dziennik mojego zniknięcia" to jeden z lepszych kryminałów jakie ostatnio czytałam. Polecam!