Holly Webb, w Polsce i za granicą znają wszystkie dzieciaki oraz ich rodzice. U nas znana jest przede wszystkim dzięki swojej serii Zaopiekuj się mną, w której maluchy poznają wady i zalety opieki nad zwierzętami (ale nie tylko). Jednak wydawnictwo Papilon skusiło się na cykl opowieści, w których to wątki fantastyczne odgrywają znaczącą role. Rose jest zarówno tomem otwierającym, tytułem całej serii oraz imieniem głównej bohaterki.
Rose to dziesięcioletnia dziewczynka wychowująca się w sierocińcu, do którego trafiła mając zaledwie rok. Nie zna swoich rodziców i pobudek jakie nimi kierowały gdy podrzucali ją w to miejsce. Od tamtego czas każdy dzień wygląda tak samo. Dziewczyna bierze udział w lekcjach, pomaga przy sprzątaniu lub praniu. Natomiast w wolnych chwilach opowiada koleżanką różne ciekawe historyjki, najczęściej dotyczące tego jakby mogło wyglądać ich życie gdyby nie trafiły do sierocińca.
Wszystko się zmienia, kiedy Rose zostaje przyjęta do pracy jako pokojówka w rezydencji pana Fountaina. Dla dziewczynki to zupełnie nowy świat pełen tajemnic i cudów. Zwłaszcza, że jej pracodawca jest zarówno magikiem jak i alchemikiem. To właśnie tam, dziewczynka odkrywa, iż sama również posiada zdolności magiczne.
W tym samym czasie, w niewyjaśnionych okolicznościach zaczynają znikać dzieci. Gdy taki sam los przydarza się Maisie – najlepszej przyjaciółce Rosy z sierocińca, dziewczynka postanawia skorzystać ze swych zdolności oraz pomocy nowych przyjaciół, aby rozwiązać tę zagadkę.
Przyznam, że gdy po raz pierwszy przeczytałam opis tej książeczki, byłam naprawdę zaintrygowana. Szczególnie, że autorkę znałam do tej pory tylko z tworzenia opowieści o zwierzętach, które szukają swojego domu i kochającego właściciela, należących do cyklu Zaopiekuj się mną. Razem z córeczką naprawdę polubiłyśmy ten cykl, więc tym bardziej ciągnęło mnie także do serii o Rosie. Czy moje oczekiwania zostały spełnione?
Muszę powiedzieć, że nie do końca. Nie znaczy to jednak, iż Rosę powinno się od razu skreślać. Tak naprawdę jest to fajna i wesoła historyjka, która może posłużyć za przykład, przecież nie każde dziecko ma kochających rodziców skorych do uchylenia mu rąbka nieba. Jest to jeszcze łatwiejsze do wytłumaczenia, ponieważ głównej bohaterki nie sposób nie polubić. Rosa nie rozmyśla nad przeszłością, no może czasami, ale nie ma w tym tęsknoty. Dziewczynka podchodzi do swojego sieroctwa w dość spokojny sposób. Jedyne co ją niepokoi to przebłyski magicznych zdolności. No właśnie, już tutaj w moim przypadku pojawiły się lekkie zgrzyty. Rose, bowiem z jednej strony boi się wszelkich przejawów dziwności i magii, ale bez problemu akceptuje fakt, iż sama może na przykład rozmawiać z kotem lub wypchanym niedźwiedziem za pomocą myśli. Może się czepiam, ale mnie to raziło. Wcale nie mówię, że młodszym czytelnikom wątki fantastyczne nie mogą przypaść do gustu. Wręcz przeciwnie. Jeżeli chodzi o starszych, to już całkiem inna sprawa.
Na szczęście język jakim posługuje się autorka, nie uległ zmianie. Nadal jest on prosty i łatwo przyswajalny, więc nawet najmłodszy czytelnik nie będzie miał problemu ze zrozumieniem całej fabuły.
Podsumowując. Rose, to raczej opowieść dla czytelników w wieku 6 – 9 lat. Starsi również mogą po nią sięgnąć, ale nie należy stawiać przed nią zbyt wygórowanych wymagań, aby nie napić sobie nimi „mentalnego guza” tak jak to było w moim przypadku.