Akcja rozgrywa się pod koniec XIX w. w różnych częściach Austro - Węgier. Zostają znalezione zwłoki dwóch kobiet, które z pozoru nic ze sobą nie łączy. Ale czy na pewno? Śledztwo przebiega bardzo sprawnie (oczywiście, jak na standardy XIX wieczne) i już po kilku godzinach, jako winni zostają wytypowani tytułowi Ritterowie. Czy rzeczywiście ta żydowska rodzina dokonała makabrycznego, rytualnego mordu? Czy był on elementem większego zbrodniczego procederu? A może są oni zupełnie niewinni, a oskarżenie to element spisku lub ogarniającego coraz większe tereny Europy antysemityzmu? Własne śledztwo w sprawie jednej ze zbrodni, która miała miejsce w Lutczy prowadzi znudzony bogaty panicz Kamil Kord. Jednak Kamil nie jest przygotowany na to, czego dowie się o otaczającym świecie, o bliskich i o sobie samym. Czy detektywa amatora nie odciągnie od sedna sprawy antysemityzm mistrza Matejki, badanie hebrajskiego zaklęcia ze Szczerbca bądź tropienie zaginionego dzieła Wita Stwosza? A może Kordowi przyjdzie z pomocą Mark Twain? W co warto wierzyć? Co jest prawdą, a co manipulacją? Tego dowiecie się czytając książkę. Warto po nią sięgnąć.
Mamy tu wszystko czego potrzeba, żeby kryminał był porządnym kryminałem: są trupy i to nie byle jakie, jest okrutny morderca wycinający płód z ciała ofiary, mroczne gry tajnych służb Austro-Węgier i Rosji i wiele, wiele intryg. Niektóre mogą się nam wydawać z lekka anachroniczne, śmieszne nawet, ale trzeba pamiętać, że akcja toczy się ponad 130 lat temu. Mamy także pseudo niezawisłość ówczesnych sądów i wątek miłosny i to taki porządny wątek z podziałami klasowymi i wynikającymi z tego perypetiami włącznie. Książkę przeczytałam błyskawicznie, bo na prawdę wciąga. Momentami lekko się uśmiechałam, ale niestety częściej byłam przerażona i to porządnie. Przerażało mnie zarówno okrucieństwo zbrodni, jak i okrucieństwo "prawdziwych ludzi", jak sami siebie nazywają, czyli katolików. Autor ukazuje, jak łatwo jest oskarżyć tylko dlatego, ze ktoś jest inny. Łatwość i szybkość z jaką oskarżono Ritterów oraz łatwość interpretowania dowodów na niekorzyść aresztowanej rodziny żydowskiej jest przedstawiona wyjątkowo przekonująco. Chociaż autor nawet przez moment nie oddaje głosu Ritterom, bardzo łatwo można dostrzec ich przerażenie, samotność, opuszczenie przez wszystkich i poczucie, że obrona nic nie da, że już wydano na nich wyrok, tylko dlatego, że są Żydami. To ogromny atut tej historii. I co ważne (a może najbardziej przerażające) historia na prawdę oparta jest na faktach. W latach osiemdziesiątych XIX w. sprawa ta długo bulwersowała galicyjskich polityków, dziennikarzy i środowisko lekarskie.
Ciekawe jest także zakończenie. Węgłowski pozostawia nas w zawieszeniu – w pierwszej wersji zakończenia daje jednoznaczną wskazówkę oraz odpowiedź, która przewartościowuje wszystko to, co poznaliśmy wcześniej, w wersji drugiej natomiast próbuje oferować dość przewrotne pocieszenie, które w kontekście historii, która póżniej nastąpi jest jakby mrocznym ostrzeżeniem przed nami samymi i nie ma nic wspólnego z przekonaniem, że będzie kiedyś lepiej. Przy czym należy zaznaczyć, że Przypadek Ritterów na pewno nie jest książką tylko o polskim antysemityzmie, chociaż tak właśnie wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Głównym przesłaniem książki jest moim zdaniem wskazanie na potrzebę używania rozumu i samodzielnego wyciągania wniosków, a nie powielanie utartych stereotypów. O tym, że jest to niełatwe nawet dla ludzi znanych i bardzo wykształconych, może świadczyć przykład Jana Matejki. Będąc dyrektorem Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, wygłosił on do swoich studentów mowę, w której żydowskim studentom zalecał uznanie Polski za swą Ojczyznę lub, w przeciwnym wypadku, dolę emigranta. W ustach patrioty, jakim był wielki malarz, takie sądy mogłyby brzmieć tylko jako nie do końca przemyślane. W warunkach podgrzewanej w tym okresie histerii antyżydowskiej wzbudziły natomiast niepotrzebną burzę.Takich przykładów autor podaje wiele. I jest to jeden z wielu atutów książki. Kolejnym jest umieszczenie wielu, na prawdę wielu bardzo bogatych i dokładnych przypisów, które zainteresowanym pozwalają sięgnąć do innych żródeł, z których autor czerpał wiadomości, a które pozwolą poszerzyć wiedzę na temat mordów. Jak pisze autor: W tej historii najbardziej niewiarygodne rzeczy są prawdziwe: od serii szytych grubymi nićmi procesów o mord rytualny, przez antysemicką retorykę Matejki, po hebrajskie zaklęcie na Szczerbcu. Fikcją literacką są zaś perypetie głównych bohaterów - ludzi w miarę normalnych, starających się rozwikłać kryminalną zagadkę.
Ogromny plus dla wydawnictwa za okładkę. Wspaniala i idealnie oddająca klimat książki.
Autor ma ogromny potencjał w pisaniu historycznych kryminałów, potrafił opowiedzieć na prawdę interesującą historię śledztwa, w którym wina zatacza o wiele szersze kręgi niż w przypadku typowego zabójstwa, a przy tym wszystko umieścił w historycznej XIX wiecznej otoczce bez zbędnego przynudzania, którego niestety nie udaje się uniknąć wielu pisarzom. Stworzyć wciągający, wręcz fascynujący kryminał historyczny wcale nie jest łatwo. Adamowi Węgłowskiemu udało się to w 100%. Czekam na kolejną książkę tego autora.